Jestem chora. Wolałabym nie widzieć tego co zobaczyłam, kiedy w lusterku spojrzałam na swoje migdałki.
Nienawidzę herbaty, która teraz stanie się złem koniecznym. Lepsza jednak taka kuracja, niż jedzenie czosnku, jakie zaserwowała Karolowi jego babcia. A co do ubrań... Został mi tylko szalik i grube skarpety, ewentualnie dwie pary.
Wczoraj wróciłam do domu po długiej nieobecności i już po krótkiej chwili miałam ochotę wyjść i nie wracać. Telewizja i bekonowe chrupki działają cuda. Dotrwałam dnia dzisiejszego. Na śniadanie lekarz i płukanie gardła szałwią. Teraz wybieram się do sklepu po redsa dla siebie i Mamy. Na nic innego nie mam apetytu.
Wieczorem wrzucę notkę. Jesteście jedyną przyjemnością, jaka mi została dzięki cholernej anginie ropnej. Karol niestety też choruje, co mogliście już wywnioskować po wyżej wspomnianym jedzeniu czosnku. Dzieli nas ok. 20 km, co przy codziennym wspólnym mieszkaniu może okazać się zabójstwem.
Do wieczora, Nanabelle. XX