Parafrazując klasyka: "Matura za pasem, wymachuj swym kutasem".
Są takie chwile w życiu człowieka(w moim przypadku to właśnie dziś), że jest naprawdę na skraju. Jeszcze jedna kropla, a szala goryczy się przeleje, chociaż sądząc po tym zdjęciu moja już się przelała, odpadki wybuchniętego mózgu można zbierać szmatką z podłogi, ścian i okna do którego w trakcie eksplozji podchodziłam, żeby się z niego rzucić. Tak, tak miałam mózg, było to udowodnione, bo miałam też jego zapalenie. Ale niestety dziś ludzkość straciła możliwość czerpania korzyści z mojego geniuszu, gdyż główny ośrodek układu nerwowego w moim ciele wiziął i wybuchnął. Niestety nie pomaga nawert już słuchanie "Last Christmas" zlewając na to, że jest 29 listopada, nie pomaga Plusszzzz, nie pomaga kawa, nie pomaga skakanie, słuchanie Mozarta, kolorowe pisaczki, tabeleczki, wykresiczki, schematki. NIE JESTEM W STANIE PRZYSWOIĆ JUŻ NIC!
A jak sobie pomyślę, że jutro usłyszę "DZIEWCZECZKI ZALICZAJCIE JUŻ TE TEKŚCIKI! DOBRA? DOBRZE?" i zobaczę sweterek w stylu Hannah Montanna i napiszę dobrowolnie maturę próbną z polskeigo to stwierdzam, że się starzeję i że już nic mi nie pomoże, bo matura naprawdę jest za pół roku.
Pocieszyć może tylko jedna myśl- że zgarnęłam wszystkie Andrzejkowe ciacha. Ale Bartkowiak i tak wyjdzie pierwsza za mąż.
Dziękuję, dobranoc.