Jest źle, rokowania są bardzo słabe, ma niedokrwistość, źółtaczkę a na dodatek problem z niedomykającą się zastawką sercową. Do tego po badaniu klinicznych jest coś nie tak z wątrobą. Po zastrzykach jest poprawa jednak mam się nie cieszyć za bardzo, bo stan jest na prawdę poważny.
Dziś o 7.30 byliśmy na pobraniu krwi do badania, było bardzo ciężko ją pobrać, ale jakoś się udało, teraz nasz Pan weterynarz pojechał do laboratorium do Starachowic, o 15 jadę skonsultować wyniki, które dobre nie będą na pewno
Jestem załamana, to mój pierwszy psiak, chciała bym by był ze mną jak najdłużej.
Dzisiejsza wizyta i rozmowa z weterynarzem była słaba, jednak wiem, że chce dobrze i chce bym po prostu nie myślała za bardzo pozytywnie i przyzwyczaiła się do tej myśli, bo nie możemy przeskoczyć niektórych rzeczy. Pies mi gaśnie, apetyt bardzo słaby, chudnie w oczach, wszystkie kości mu czuć.
Pisząc to wszystko łzy leją mi się na klawiature i nie mogę nad tym zapanować
Będziemy starać się przedłużyć mu życie, dawać leki wzmacniające, ale na ile i jakie to przyniesie efekty nie jest w stanie mi powiedzieć, czy to będzie kilka godzin, kilka tygodni czy miesięcy. Dlatego z każdą wizytą ze mną rozmawia i tłumaczy, że niestety tak jest i muszę sobie z tym poradzić.
Tylko, że ja o tym wiem, wiem, że na każdego musi przyjść czas, starość, ale nie mogę się przyzwyczaić, że to może nastąpić już.
Leżą sobie teraz z Deką przy drzwiach na podwórko, Deka na niższym schodku, Mikuś na wyższym, tak jak zawsze, i każdy wychodząc chce się zabić hehe.
Wiem, że nie powinnam, ale mimo wszystko mam iskierkę nadziei nan jaką kolwiek poprawę.
Przepraszam, że tak tutaj się wyżaliłam, ale musiałam gdzieś to z siebie wydusić, gdzieś, gdzie ktoś w jakimś stopniu będzie potrafił mnie zrozumieć.
Pozdrawiam Was i Waszych wszystkich zwierzakowych przyjaciół.