SOMETIMES I WANNA DISAPPEAR
ledwo co wstałam, włączyłam komputer i musiałam tutaj napisać.
spowiedź: wczoraj zawaliłam... jestem na siebie zła bo był to mój
dzień triumfu w końcu kilogramy poszły w dół. spała u mnie M. i
dlatego sprawy się tak potoczyły. pewnie gdybym była w domu
sama, nie zawaliłabym. wiem, że będzie mnie to męczyć cały dzień,
ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. dziś ograniczam się do
minimum i robię dużo ćwiczeń. jedynie czym mogę się pocieszać to
fakt, że nie zjadłyśmy wszystkiego co miałyśmy w planach. eeeeeh,
faktycznie dobre pocieszenie.
krzyczcie na mnie i karćcie mnie... XOXO
EDIT: przebiegłam 4km i zrobiłam 100brzuszków. to jeszcze nie koniec
na dziś (mam nadzieję)!