Czytam te swoje notki sprzed 2 lat i tak się zastanawiam, którą dziurą wyleciała mi siła i determinacja, bo ja jej nigdzie w sobie nie widzę.
Czytałam o miłości, z której miałam się nigdy nie wyleczyć. Czytałam o niezdanej maturze, która okazała się zdana. Czytałam o Warszawie, w której jednak nie mieszkam. Tak się srałam, a wyszło na to, że tak naprawdę nie było powodów by popuszczać w gacie.
Czytając poprzednie notki, przypominając sobie tamte sytuacje dochodzę do wniosku, że naparwde dziwnie było z moją psychiką. Wszystko było takie ciężkie, niepoukładane, za trudne na mój łeb, ale dało się radę. Teraz, kiedy z pozoru wydaje się być wszystko proste, wcale takie nie jest. Miałam nikogo nie kochać tak jak M. Faktycznie, nie kocham tak samo. Kocham jeszcze bardziej, za bardzo. Tak bardzo, że miłość wylatuje ze mnie na wszystkie możliwe sposoby. Tak bardzo, że aż jej nie chcę. Przytłacza mnie. Nadal siedzi we mnie dzieciak, który boi się wyrzucić starą zabawkę w obawie, że drugiej takiej mieć nie będzie. A przecież zawsze, po krótszym czy dłuższym czasie, jakaś tam wpadnie nam w ręce. Trudno jest to zrozumieć, kiedy nasza stara, zepsuta i przerzygana rzecz jest dla nas najwspanialsza do momentu, kiedy nie podstawią nam pod nos nowej. Tak właśnie widzę swój związek, jako starą zabawkę. A podobno o partnerze powinno mówić się w samych superlatywach. Fakt, że tego nie robię świadczy o tym, że moje cudo powinno znaleźć innego właściciela. Z drugiej strony, kiedy zostanę bez żadnej pociechy u boku dojdę do wniosku, że tamten staroć był mi tak cholernie potrzebny, że teraz siedzę i gniję. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafię nigdy powiedzieć KONIEC na zawsze. Ciągle jakaś cząstka z przeszłości we mnie siedzi i wystarczy jedna kropla alkoholu, jedna piosenka, jedno przypadkowe spotkanie, a ta cząstka rośnie do gigantycznych rozmiarów wysyłając jednocześnie rozum na Majorkę. A może po prostu to jest odpowiedni człowiek dla mnie, a ja nie potrafię tego odpowiednio rozmieścić. Może za mało się nauczyłam przez te lata, dlatego zamiast się cieszyć odczuwam mękę? Może po prostu związki nie są dla mnie? Tak szczerze powiedziawszy, jeżeli cała ta sytuacja byłaby dla mnie dobra, nie wywoływałaby tylu negatywnych uczuć. Jaki morał tej całej notki? Wracamy do szaleńczego życia i w dupie mamy bawienie się w dom.
Inni użytkownicy: risephotojojobotvelendi2arbuzowaczekolada011937mateosjasiek111111111nicklalekdziecostmacostamwampris
Inni zdjęcia: Ja risephoto:* patki91gd:* patki91gd:* patki91gdKróliczki patki91gdWieża. ezekh114Z Konikiem patki91gdJa nacka89cwaPoranny kaczy spacerek :) halinamChciwość pamietnikpotwora