Każdy kreuje sobie swój własny świat, prywatną utopie. Niekoniecznie pozbawioną zmartwień i smutków, żalu, gniewu i nienawiści. Bo tak całkiem różowo nie może być, to nienaturalne i zakrawa o nazwanie "gwałtem na rzeczywistości". Złudne wyobrażenie czasem może wciągnąć i przez długi czas nie dać nam wyboru. Ktoś powie, że gówno prawda, ponieważ wybór zawsze jest. Lepszy czy gorszy, ale jest. I dawno temu dokonałam tego złego, który ciąży na mnie do dziś. Chciałabym przestać w końcu troszczyć się o innych, zamartwiać im życiem, pozwolić by to o mnie ktoś się zatroszczył, pogłaskał po głowie i powiedział, że "będzie dobrze". Nie będzie, ale kłamstwa są nieodłączną częścią naszych, mojej utopii.
Nie potrafię zapomnieć o starym i o nowym, nie umiem się pogodzić z pewnymi rzeczami. To powoduje, że jestem pełna żalu i zawiści, którą zakrywam maską obojętności. Uśmiecham się do ludzi, chociaż nieraz i nie dwa mam ochotę wystrzelać ich wszystkich. Na ich pytania "czy wszystko w porządku?" odpowiadam wyuczoną formułką "oczywiście, dziękuję". Do tego obowiązkowo wcześniej wspomniany uśmiech.
Nauczyłam się okłamywać samą siebie.