cz.3
Obudził mnie jakiś dziwny głośny, denerwujący hałas dochodzący z dołu. Otworzyłam powieki. Poruszyłam się gwałtownie, można powiedzieć, że podskoczyłam jak oparzona, bo z dołu znów doszedł mnie dziwny dźwięk tym razem przypominający uderzającą z impetem o posadzkę jakąś kuchenną szafkę, albo coś w tym rodzaju. Bynajmniej to przyszło mi na myśl. Podniosłosłam się powoli nadsłuchując kolejnego huku. Cisza. Chciałam przeciągnąć się, ale niemiłosierny ból w plecach , który nastąpił zaraz po tym jak wyciągnęłam ręcę w górę uniemożliwił mi to. Pisnęłam tylko cicho i powróciłam do poprzedniej pozycji. No tak. Zasnęłam na brzegu łóżka zastanawiając się nad sensem słów owego liścika, którego... zaraz, zaraz... gdzie on jest ?! Rzuciłam się zakopując ręcę w kołdrze przerzucająć ją z jednego miejsca na drugi. Nie ma go? Musi być! Powoli wpadałam w histerię. Szukałam dalej. Prawie zdemolowałam łóżko. Ale to nic. Liczył się tylko ten liścik. Nie wiem dlaczego był dla mnie taki ważny, z tego co pamiętam brzmiał groźnie. Mimo to czułam potrzebę, że muszę go znaleźć. Inaczej umrę. Wreszcie dopadłam go leżącego pod łóżkiem. Odetchnęłam z ulgą.
BUUM! Znów coś walnęło z hukiem. Przeszły mi dreszcze po całym ciele. Nie miałam pojęcia co się tam dzieje. Zerknęłam na elektryczny zegarek stojący na szafce "12:12" Wstałam z podłogi i ostrożnie podreptałam do drzwi ściskając niespokojnie liścik w prawej dłoni. Uchyliłam je lekko. Teraz dobiegały mnie urywki rozmowy jakichś dwóch, może trzech męskich głosów, których kompletnie nie znałam.
- Gdzie ona jest? - powiedział ktoś głośniej.
- Nie wiem, nie wróciła na noc. - drżący głos mojej matki. - przestałam oddychać.
- Gdzie ONA jest??! - wydarł sie jakiś inny głos, który do tej pory siedział cicho.
- Nie ma jej, naprawdę proszę dać nam spokój. - mama zaczęła płakać. - Proszę nie róbcie jej krzywdy PROSZĘ - krzyczała płacząc jednocześnie i dławiac się. Usłyszałam jak tata próbuje ją uspokoić.
Przypomniałam sobie, że nie oddycham. Zaczerpnęłam dużo powietrza. Wydawało mi się, że mam wytrzeszczone oczy, ale właściwie to gówno mnie to teraz obchodziło. Wychyliłam się bardziej próbując wyłapać jakieś słowa z rozmowy płynącej z dołu. Nic. Wszystko było nie zrozumiałe. Mama nadal szlochała. Wiedziadziałam już, że coś złego się dzieje. Tyle, że mój umysł nie przyjął sobie chyba tego do świadomości, bo czułam się jakby to był sen. Totalny koszmar.
Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach. Musiał dużo ważyć, bo kroki, które stawaiał były bardzo głośne i ciężkie. Czym prędzej czmychnęłam do pokoju. W pełnym stresie nie wiedziałam, co mam kurdę robić. On tu idzie, idzie po mnie! Mój wzrok padł na okno. Nie myśląc wiele czym prędzej wymknęłam się przez nie zawisając na murku obok. Miałam nadzieję, że nie spadnę, bo źle by to się dla mnie skończyło. Modliłam się także, aby facetowi nie przyszło na myśl wyglądać przez okno. Drzwi do pokoju otworzyly się. Kroki. Przeszedł powoli na około łóżka, chyba nawet pod nie zajrzał. Zaczął otwierać wszystkie szafki. "Niech on już stąd pójdzie". Modliłam się w duchu "No idź, IDŹ sobie" Poczułam jak mój poziom adrenaliny wzrasta. Dzięki czemu nie czułam mrozu. Był środek zimy. Kroki, ciężkie kroki. Przechodził z jednego miejsca na drugi. Starałam się tak nie sapać, ale ciężko było zwisając 6m nad Ziemią. Wreszcie wyszedł. Odczekałam jeszcze chwilę i wdrapałam się spowrotem do pokoju. Podbiegłam do drzwi.
- Nikogo tam nie ma. - facet, który do nich dołączył zchodząc ze schodów.
- Zmywamy się.
- Wy pożałujecie, za brak dostarczenia nam wiadomości. A dziewczynę i tak znajdziemy. - Ktoś był wyraźnie wkurzony.
Kolejna fala płaczu mamy.
- A teraz żegnajcie. - rozległ się strzał - Pisk przerażonej matki.
Zatkałam usta, żeby nie wrzasnąć. Padł kolejny tym razem wszystko ucichło. I jeszcze jeden, a po nim kolejny strzał.
- Dobra, dobra. On już nie żyje. Ona też. Idziemy.
Trzasnęły frontowe drzwi.
Teraz wyłam zdaje się najgłośniej jak potrafiłam. Powoli zsunęłam się na podłogę. Płakałam cały czas, z czasem coraz ciszej i ciszej. Wkońcu płakała już tylko moja dusza, bo nie wydawałam z siebie żadnego dźwięku. A serce bolało. Osłabiona na moment przysnęłam. Wciąż jednak czułam ból. Gdy się ocknęłam w pokoju było ciemno. W ręku wciąż ściskałam zmiętolony liścik. Wstałam podeszłam do okna, by coś widzieć. Przeczytałam go jeszcze raz.
"Sophie...
Pamiętaj ja tu dowodzę, a Ty się nie liczysz.
Jedno słowo i nie żyjesz.
UWAŻAJ!
Nie lubię się powtarzać. A teraz czytaj u w a ż n i e :
Za 2 dni o tej samej porze wyjdziesz z domu tak, aby
nikt nie zauważył. Zabierzesz ze sobą
tylko kurtkę. NIC PO ZA TYM. Skierujesz
się w stronę lasu. Cały czas przed siebie. Co dalej? Zobaczysz.
Ufam Ci, wierzę że nie zawiedziesz."
M.
- Dobra. - Odpowiedziałam do siebie. Wyciągnęłam z szafy kurtkę, zarzuciłam ją na siebie i ruszyłam w stronę wyjścia. Po drodzę bałam się widoku, który zobaczę. W kuchni i przed pokoju było jednak ciemno. Czułam jedynie okropny zapach. Wiedziałam ,że gdzieś tu leżą. Po policzkach pociekły łzy. Nie mogąc znieść dłuższego pobytu w tym pomieszczeniu wybiegłam.
Podjazd oświetlał blady blask księżyca. Śnieg iskrzył się jak tysiące malutkich diamencików. Bez chwili zastanowienia, wcisnęłam ręce w kieszenie spodni i ruszyłam w stronę ciemnej ściany lasu.
Tak dla jasności tego photobloga przejełam ja, a to oznacza, że jestem jego nową "właścicielką" .
Bo chyba nie wspominałam tego jeszcze. A to mój poprzedni photoblog http://www.photoblog.pl/opowiadaniaxd/110138174/cz1.html, którego prowadziłam, ale zapomniałam hasła i już nie prowadzę. Za to mam ten.
Inni zdjęcia: Ja nacka89cwa;* patrusia1991gd... maxima24... maxima24... maxima24Ja patrusia1991gd... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24