dzisiejszy dzien znaczy po smierci mortka, przezylam uroczo.
janeta zadzwonila a jagodzie udalo sie mnie wyciagnac do parku.
bylo uroczo.
te drzwewa.
te jeziora.
te lawki.
pieknie bylo.
a tylko 20 minut od miejsca zamieszkania.
i lody kupilismy i wtedy stalo sie cos z czym nie moge sie pogodzic az do teraz.
znalazlam kota.
nieduzy, szaro-czarny.
musze znalezc w komputerze rase.
byl taki piekny.
chcialam go zabrac.
az obejrzalam sie za siebie.
stal za mna pan.
mianowicie wlasciciel kota.
podziekowal za znalezienie i poszedl.
juz chyba nigdy do parku nie pojde.
nigdy.
dla mnie smierc kota jest 'przyszczem'.
ale przyjaciela nie.
nowego kota sprawie sobie dopiero gdzies tak za 4, gora 6 miesiecy.