Nie wiem czy jest sens dalej pisać to opowiadanie... tzn. sens jest. Chcę je napisać dla siebie. Tylko nie wiem czy jest sens dalej je tu wrzucać...
- Hej Hannah! - krzyknęła Caroline i od razu mnie uścisnęła - co ty tak szybko?
- Bo mi podałaś złą godzinę.
- Jej! Przepraszam! Zupełnie o tym wtedy zapomniałam.
- Tja... już spoko. Przynajmniej sobie pogadałam z Ryanem.
- Stało się coś?
- Tak, to co rok temu tyle, że tym razem to mama wyjechała.
- Co?! Dlaczego ona też? Przecież miała tu super pracę.
- Tak, tylko brakowało jej taty. Postanowiła go tu sprowadzić.
- Dlaczego od razu do mnie nie zadzwoniłaś?
- Nie wiem... nie pomyślałam. Nie chciałam być spóźniona. Poza tym chyba dobrze zrobiłam, bo przyszłaś z Jakeiem.
- Zaprosił mnie na spacer! - powiedziała podekscytowana - Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa. Nie myślałam, że coś takiego się stanie!
- Cieszę się, że chociaż tobie się udaje - rzekłam. Musiałyśmy kończyć, bo schodziło się coraz więcej ludzi. Poznałam bardzo dużo osób w tym Carmen, bardzo sympatyczną, obdarzoną zaraźliwym uśmiechem dziewczynę w moim wieku. Od pierwszej chwili bardzo dobrze nam się rozmawiało. Ona też była nowa, więc nie czułam się osamotniona.
Spotkanie było wspaniałe. Spontaniczne, nieprzygotowane. Rozmawialiśmy na wiele różnych, życiowych tematów. Nie tak jak w Szkółce Niedzielnej. Tutaj Ryan prawie nic nie mówił. Chciał tylko poznawać nasz zdanie. Choć ja i Carmen byłyśmy nowe w ogóle nas nie oszczędzał. Bardzo często chciał żebyśmy wyraziły swoje zdanie. Traktował nas tak, jakbyśmy były tu od zawsze. Dwie godziny spędzone w wspaniałym gronie minęły aż za szybko. Jak miałam już wychodzić zatrzymał mnie Ryan
- Hannah zostań jeszcze chwile. Jake Ty też. - krzyknął do nas.
- Ale ja miałem odprowadzić Caroline.
- To Caroline poczeka na ciebie chwile przed domem. - Caroline z niechęcią i złości wyszła przed dom bez słowa. Po zamknięciu drzwi Ryan od razu przeszedł do rzeczy.
- Jake, słyszałem, że śpiewasz i grasz na gitarze.
- Skąd pastor wie? - zapytał niezadowolony.
- Nieważne skąd, ważne że Hannah potrzebuje pomocy. Ma teraz trudną sytuację w domu. Mary jest chora a niedługo koncert. Pomożesz jej? Chociaż ten raz?
- Nie wiem... zastanowię się, ale niczego nie obiecuję.
- Ok! I tak dobrze wszyscy wiemy, że się zgodzisz. A teraz możesz lecieć. Spokojnej nocy!
- Dobranoc! - krzyknął i uśmiechnął się do mnie.
- Tak, no to dobrej nocy Ryan! - skierowałam się w stronę wyjścia
- Hannah, proszę zostań jeszcze. Chwilę porozmawiamy. - powiedział i wygodnie ułożył się na kanapie wskazując ręką miejsce obok siebie.