Moje zamotanie sięga już zenitu. Wkrótce zapomnę jak się nazywam i kim jestem. I czego chcę od życia.
Pierwszy dzień, a mnie już dopadł refluks. Kawa.
Na wejściu gustowna boazeria, w szkole multum nowych lanserów, których wykrzywione mordy będą mi umilać dzień.
Nic tylko schować głowę w ramionach Piotra i przetrwać dzień. Bo pomimo, że są chęci i determinacja, jest też niedostatek sił.
Nie chcę jutra. Fizyki.
Nie chcę swojej szkoły.
Boli mnie to, że pierwszego dnia już zapowiedzieli trzy sprawdziany, a od czwartego klasie udało się wybronić. Boli mnie to, że jeden z dwóch dni kiedy kończę wcześniej przeznaczę na korepetycje.
Że mi zimno, znowu chce mi się siku i jutro wf. I że nie popłyniemy statkiem po Odrze. Że będziemy musieli siedzieć w ławkach i się nudzić.
Ale cieszę się, że za 10 dni minie rok. Pomimo wszystko naprawdę cudowny rok.