Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię w przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.
Mów do mnie jeszcze... Z oddali, z oddali
niech głos Twój płynie na powietrznej fali.
Mów do mnie jeszcze... Z oddali, z oddali
niech głos Twój płynie na powietrznej fali.
Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.
Mów do mnie jeszcze... Z oddali, z oddali
niech głos Twój płynie na powietrznej fali.
Mów do mnie jeszcze... Z oddali, z oddali
niech głos Twój płynie na powietrznej fali.
I lubię ten wstyd, co kobiecie zabrania
przyznać się, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.
Mów do mnie jeszcze... Z oddali, z oddali
niech głos Twój płynie na powietrznej fali.
Mów do mnie jeszcze... Z oddali, z oddali...
Lubię to -- i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.
Pinczydło-Straszydło!
=*