Od dzis jest to oficjalne: jestem najszczesliwsza osoba na swiecie!
Wiem, tak to troche wyszlo ni z gruszki ni z pietruszki ale tak jest. Skad te wnioski?
Od jakiegos czasu mialam wrazenie ze nic mi sie nie udaje. Praca mnie denerwowala i wydawala mi sie nuzaca i meczaca, kazdy dzien sie dluzyl. Czasami zastanawialam sie dlaczego zycie jest niesprawiedliwe i kiedy jedni z sukcesami prowadza wlasne firmy albo udoskonalaja swoje zawodowe kariery, ja tkwilam z sklepie zwanym KISS za lada przygladajac sie jak kobiety w srednim wieku przymierzaja ciuchy przeznaczone dla nastolatek i wciskajac im ze wygladaja w nich zjawiskowo. Czasami nawet przychodzilo mi do glowy ze przeciez zaraz po rozpoczeciu pracy w sklepie zwanym KISS clakiem mi sie to zajecie podobalo i widzialam to z zupelnie innej perspektywy.
Poza praca byl oczywiscie Bazus i cala lista moich skarg i zazalen. Przede wszystkim Baz za duzo pracuje - a wlasciwie nigdy nie przestaje pracowac. Po drugie, nie znosliam faktu ze kiedy wychodzil gdzies z kolegami nasze rozmowy przez telefon byly krotkie i nic nie znaczace, typu "jestem teraz zajety, oddzwonie pozniej"albo " wszystko ok? to swietnie, oddzwonie za 10 minut". Denerwowalo mnie to strasznie. Pozatym to jego przywiazanie do mamy- ile on ma w ogole lat?!
Z tego co napisalam co wnioskujesz? Za mam baznadziejna prace i baznadziejnego chlopaka? ZE moze lepiej sobie z nim dac spokoj a lapsza prace pewnie znajde w Polsce?
A wlasnie ze nie!
Zdalam sobie z tego sprawe na podstawie dwoch wydarzen ktore mialy miejsce w moim zyciu.
Pierwsze z nich jest zwiazane z Bazem.
Caly tamten dzien spedzilam z nim w samochodzie odbierajac i odwozac towar w rozne miejsca. Moj jedyny dzien wolny od pracy w tygodniu zamiast poswiecic sobie, spedzilam pomagajac mu w pracy. Byl tamtego dnia zestresowany i humorzasty, niedostepny. Caly dzien cos mu wypadalo i staralam sie jakos rozladowac jego emocje ale nie przynosilo to skutku. Pod koniec dnia (2 nad ranem myslalam ze odwiezie mnie do domu, jednak on wolala zabrac mnie do swojego magazynu i zostawic mnie pod nim w samochodzie na prawie godzine kiedy rozladowywal towar. JA nastepnego dnia mialam wstac o 6.00 do pracy. A kiedy skonczyl... powiedzial ze musi jeszcze pojechac nal otnisko aby odebrac kolege ktory wlasnie wrocil z miesiaca miodowego. I poprosil mnie zebym z nim pojechala bo jest zmeczony i boi sie zasnac za kierownica. a ja wtedy stracilam cierpliwosc. Powiedzialam mu sie na kazdym lotnisku sa taksowki, ze jestem nieprzytomna ze zmeczenia i on tak samo, ze nie rozumiem dlaczego daje sie wykorzystywac, i ze jak chce jechac to niech jedzie ale ja zostaje w domu bo mam jego dzis juz dosyc.
Po czym zostalam odwieziona do domu a on pojechal mowiac, ze za godzine bedzie z powrotem.
Poszlam spac i obudzilam sie o 6.00 ale... jego nie bylo. Baz ma 3 tefefony komorkowe w ktorych kazdy zawsze jest wlaczony i zawsze w uzytku. Wszystkie trzy numery byly nieaktywne- odpowiadala tylko automatyczna sekretarka.
Zadzwonilam do kolego ktorego mial odebrac, dowiedzialam sie ze owszem odebral ich i odwioz do momu , ale to bylo jeszcze w srodku nocy. O 8 zadzwonilam do jego mamy tylko po to zeby dowiedziec sie ze nie nocowal u niej.
wszystko co bylo nie tak poprzedniego dnia nagle przestalo miec znaczenie. I tylko brzmialy mi w uszach jego slowa, zeby z nim pojechac, ze jest juz taki zmeczony a musi jeszcze jechac, boi sie zasnac za kierownica... i moja odpowiedz ze mam juz go dosyc, zeby mnie odwiozl do domu.
Dzis mysle ze to byly najczarniejsze godziny mojego zycia bo bylam rawie pewna, ze cos mu sie stalo. Byla juz 10.00, jego telefony nigdy jeszcze nie byly wylaczone o tej porze dnia... cos musialo byc nie tak.
Zdalam sobie wtedy sprawe co wlasnie moglam stracic, jak wielka i wazna czaesc mojego zycia. Zdalam sobie sprawe ze dzien wczesniej tylko przez wlsna zlosc i samolubnosc popelnilam blad ktory mogl nas tak wiele kosztowac. I myslalam tylko o CHWILACH... tych ktorych tak wiele jeszcze nas czeka.
A potem telefon, z nieznanego mi numeru stacjonarnego, odbieram ,spodziwam sie czegos bardzo zlego... slysze glos mojego Bazusia... Caly i zdrowy... Mowi "spalem tu chyba z 10 godzin"
Okazalo sie ze byl na tyle zmeczony ze nie mogl dojechac do domu, zaparkowal wiec blosko staci benzynowej i chcial sie zdzemnac przez 10 minut, byl jednak tak wyczerpany ze obudzil sie dopiero rano. Telefony sie rozladowaly. Dzwoni z budki telefonicznej. "Dzwonie bo nie chcialem zebys sie martwila- mowi rozbrarajaco.
I tweraz mowcie sobie co chcecie, a ja wiem ,ze to wszystko nie ma znaczenia- praca na okraglo, czasami napieta atmosfera, stres, czasem nieporozumienia. Jest tylko j