Zastanawiałam się pomiedzy arabicką czytanką a myślami nieuczesanymi mojego psa. Czika jak zawsze zwyciężyła ;-)
Bo ona JEST najfufniejszym czworonogiem tej planety ^^
A ja choruję. I choruje dalej, ale to moje chorowanie nie przeszkadza mi na wyjście z domu po siódmej rano i przyjście do niego jakoś tak po piątej. Bo w miedzyczasie trzeba iść na angielski, a potem jak jedna i wielka Camelotowa rodzina zasiąść w kanjpie i najeśc się pizzą :D Spóźnioną o jakieś pół godziny :-). I to jest fajne i bardzo sie cieszę, że to spotkanie doszło do skutku.
A teraz przez to moje wystawianie się na niewysokie temperatury niedomaga gardziołko jak i zatoki. Ale mam stos ćwiczeń z praktycznej, więc jutro nie mam zamiaru się zbytnio nudzić :D
Bo styczniowego Focusa siłą mi zabrała Gator, leżakująca w szpitalu. Głupi Gator. Ale dała nam ciastek^^
Ostanio się jakoś tak wszystko wyprostowało, prawda? Marcin miał rację, że chociaż nieszczęścia chodzą parami to potem pojawia się całe multum szczęśliwostek, które równoważą te złe. Jeszcze tylko do pełni szczęścia mi pozbycie się kataru pozostało.
Smuci mnie tylko to, że zblizajacych śię Świąt nie czuję. Ale to i tak wszystko przez ten cholerny katar ;]
/out