Czasem trzeba coś stracić by tak naprawdę zyskać.
I choćby ode mnie zależało tak wiele rzeczy, jak zwykło bywać stawiam sobie za dużo niż powinnam. Jestem w stanie podjąć się zadania, ale wymaga to ode mnie poświęcenia wszystkiego co tylko mam. Muszę zejść o jeden stopień niżej by zdobyć to czego tak pragnę. Nie potrafię. Dla mnie to poniżenie, którego nie jestem w stanie się podjąć. Natłok myśli powoduje, ze gubię się we własnym świecie opartym często na kłamstwach, które drzemią nie tyle, co w ludziach otaczających mnie, ale głównie w samej sobie. Świadomość możliwości zdobycia celu, na którym mi tak zależy jest wielka, ale co mi po niej, skoro zejście tylko o jeden schodek w dół tak wiele mnie kosztuje. Moja sytuacja jest podobna do akcji, w której księżniczka zakochuje się nie tyle, co w chłopcu z plebsu i nędznej rodziny, co chociażby w mężczyźnie z mieszczaństwa, który chcąc nie chcąc jest jeden stopień niżej niż ona. Schodząc w dół, by spełnić pragnienie miłości, by trwać przy jego boku, towarzyszy jej strach o obecna pozycję. Przecież nie wypada, przecież jest księżniczką i zapewne ojciec znalazł jej wybranka odpowiadającego kryteriom oceniania jej rodziny i spełniałby wszelkie wymagania, jakie stawiała sobie przez całe życie, jednak boli ją fakt, że w jej wnętrzu odzywa się duma, której nie potrafi stłumić byle dopowiedzeniem. Moja sytuacja może nie jest aż tak adekwatna do opisanego życiowego dylematu pieprzonej księżniczki, ale i ja stojąc teraz na krawędzi, której nazwy nie znam, boje się zejść stopień w dół. Nie chce o nic prosić, a tym bardziej błagać, bo tu nie oto przecież chodzi, ale uczucia, które tak po prostu we mnie drzemią są silniejsze. Nie dają mi żyć i wracają do mnie nocą w postaci sennych koszmarów, w postaci marzeń, które są w stanie zrealizować się tylko i wyłącznie pod osłoną nocy. Boli mnie fakt, ze udaję bezradną w momencie, gdy jestem prawie pewna, że jestem w stanie wybrnąć z tego całego gówna, które mnie otacza. Chciałabym móc powiedzieć, że jest ktoś, kto stał się dla mnie światełkiem w tym szambie, ale nie mogę wypowiedzieć tego na głos. Boję się, że to nie jest pomocna dłoń, a jedynie kłoda, czy kawałek betonu, który zostanie mi przywiązany do nogi w momencie, gdy zacznę tonąc w morzu łez, które sama sobie stworzyłam. Rzec można, że to taki samobój strzelony na meczu, ale co zrobić. Czasem bramki się pierdolą, a czasem po prostu mecz jest ustawiony i gra się przeciwko wszelkim zasadom i morałom. Opiera się wtedy wszystko na kłamstw i obłudzie, bo jakby inaczej mógł działać system, który zapadł na nieuleczalną chorobę, której nazwy nie jestem w stanie wymówić na głos. Przecież nie wymagam od życia zbyt wiele.
Dziś po prostu nie wytrzymałam i musiałam wylać wszystkie uczucia, osobie, która jest mi bliska. Przyjaciółka wiernie siedziała i słuchała mnie w milczeniu. Myślałam w pewnym momencie, że mnie olewa tudzież po prostu się znudziła, ale podsumowała mnie coś na styl:
"-Monika, Ty do Niego coś czujesz. To nie jest zwykłe uczucie. Opowiadasz to w taki sposób, że wszystko wydaje się zbyt piękne by było prawdziwe. Wszystko jest takie bajkowe. Spójrz na siebie. Opowiadasz o Nim i cała promieniejesz. Uśmiechasz się."
Chcąc nie chcąc to mi dopierdoliło do pieca. Uświadomiłam sobie, ze naprawdę mi zależy. I to kurewsko, że tak brzydko powiem. I wszystko było by może pięknie, gdyby nie jego upartość i moja duma. Wszystko może było by fajnie, gdybyśmy potrafili dogadać się w naszej sprawie. Z tą uwagą, jeśli jeszcze mamy jakieś wspólne sprawy. Z tą uwaga jeśli On chce mieć cokolwiek wspólnego ze mną. I z ta uwaga, jeśli moja duma w końcu pozwoli mi zejść ten nieunikniony stopień w dół. Przecież nie znajdę się na dnie, a jedynie jeden mały schodek niżej. Ale zaraz. Może, gdy zejdę jeden stopień w dół, razem wzniesiemy sie ponad schody i to będzie to czego tak naprawdę szukałam...?
Czasem trzeba coś stracić by tak naprawdę zyskać...
boli. kurewsko boli.
Użytkownik mokiki
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.