Pamiętam dzień, w którym dowiedziałam się, że nie żyjesz. Sam napisałeś mi ostatniego maila, nie wiedziałam jakim cudem. Byłam wtedy w szkole, sprawdzałam pocztę na komputerach w bibliotece. Siedziała przy mnie przyjaciółka. Nie wiedziała, o co chodzi.
Płakałam, krzyczałam. Cała się trzęsłam. Miałam gorączkę. Niemal rozwaliłam ten komputer. Nie wierzyłam. Nie chciałam się ruszać, było mi zimno. Powtarzałam Twoje imię. Głośno, nałogowo. Nie potrafiłam stać, rzucałam się. Wiesz, skąd to wiem? Od przyjaciółki. Bo ona wtedy była ze mną. Dałam jej przeczytać tego maila. Również nie wierzyła, ale pomagała mi. A ja czułam się, jakby wyrwano mi serce. Wychodząc z tej szkoły, próbowałam niby przypadkiem wpaść pod samochód. Złapali mnie. Żyję. Nie wiem dlaczego.
To był 21 grudnia. Dwa dni przed świętami, na które miałeś być już w domu. 23 miałeś wrócić z tych pieprzonych Chin do mnie. Cieszyłam się jak głupia. A Ty nie wróciłeś. I już nie wrócisz. Lekarze nie dali Ci nadziei, odszedłeś stąd ze spokojem, każąc mi się zakochać, opiekować się przyjaciółmi, żyć, śmiać się. Chyba tego nie spełniłam. I nie byłbyś ze mnie dumny, wiem o tym. Ale mówiłeś, że nie dasz rady żyć beze mnie. Chyba wtedy nie wspomniałam, że ja również. A teraz nie mam jak Ci tego powiedzieć.
Nigdy nie myślałam, że coś takiego może mnie spotkać. Że Bóg, w którego teraz wierzę coraz mniej, zabierze mi połowę mnie i jeszcze nie pozwoli się z nią pożegnać. Nie spodziewałam się, że odejdzie najważniejsza osoba w moim życiu. Osoba ważniejsza od czekolady, od moich tekstów, od muzyki, od lata, od Tymbarków, od znajomych, od rodziny od wszystkich i od wszystkiego.
Gabriel. Podobno jesteś tu teraz ze mną. Ocierasz te łzy, które spływają na klawiaturę, mocząc ją zupełnie. Odgarniasz mi grzywkę z oczu, pomagasz trafić w literki, bo trzęsą mi się ręce. Ale mi to nie wystarczy, proszę, zrozum. Jesteś mi potrzebny Ty, fizycznie, tutaj, teraz. Na zawsze. Bo brak Twojej obecności sprawił, że się zmieniłam, tak cholernie mocno. Możliwe, że widać to po mnie na kilometr, a możliwe, że nikt jeszcze tego nie zauważył. Ale ja to czuję. I również z tej zmiany nie byłbyś zadowolony.
Nie wyobrażam sobie, że mogłabym zakochać się w kimś innym, że mogłabym oddać komuś innemu to moje małe, poranione serduszko. Bronię się przed miłością, nie chcę jej. Jeżeli nie mogę kochać Ciebie, to nie chcę kochać nikogo innego. I to podejście mnie wyniszcza, nie mam już siły. Nawet uśmiech wymaga ode mnie tyle wysiłku. Przeraża mnie to.
CDN