Obudziłem się. Właściwie to obudzony bylem od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz wpadłem na to by otworzyć oczy. Potrzebowałem kolejnego wiadra zimnej wody jebiącej śledziem, parę liści w ryj i kutasa w uchu który poruchał mnie jeszcze trochę w mózgu, zanim trafił w odpowiedni nerw który ruszył moimi powiekami. Dobrze, bo znienawidziłem trwający w mej głowie sen, koszmar właściwie. Straciłem w chuj czasu śniąc. W chuj czasu pielęgnując marzenia, żądze i nadzieje, mając świadomość ze są tylko fantasmagoriom.
Teraz sobie trochę poleżę. Nie chce odlecieć jeśli zbyt szybko wstanę. Poza tym część mnie nadal nie chce opuścić krainy snów. Masochistycznie ciągnie ja do iluzji która już dawno przestała dawać rozkosz. Bardzo dawno.