Na skraju lasu wśród szeleszczących liści, gdzie cień kładł się szafirowo na połacie zieleni i złota, stał domek - od wielu lat już opuszczony, zdawałoby się, że nikt o nim nie pamięta. Dom miał werandę, z której przez niegdyś oszklone, a teraz ozdobione migoczącą pajęczyną drzwi, wchodziło się do holu. Pomieszczenie było puste, nie licząc łuszczącej się na ścianach tapety oraz starego zegara. I chociaż zdawałoby się, że nikt nie pamięta o tym domku, zegar tykał ciepłym rytmem, mącąc jak kamień taflę jeziora nieprzeniknioną ciszę.
Zegar był ogromny. Jego tarcza wykonana ze złota była ażurowa i odsłaniała poruszające się mechanizmy. Poniżej wahadło i łańcuchy służące do nakręcania zegara, wisiały spokojnie, czekając na swoją kolej.
Codziennie rano na poranną przechadzkę wybierał się pewien człowiek. Był już stary, miał dzieci, które miały dzieci, przeżył wiele i nie oczekiwał od życia za dużo niespodzianek. Codziennie podczas porannego spaceru, skręcał w stronę opuszczonej chatki, przez zrujnowana werandę gramolił sie po schodach. Ostrożnie, by nie zerwać pajęczyny, otwierał drzwi i podchodził do zegara. Był on równie sędziwy jak ten człowiek i przypominał mu pewne ważne zdarzenie z jego młodości. Mężczyzna codziennie nakręcał zegar, chcąc utrzymać go przy życiu. Pomyślał nawet kiedyś, by zabrać go do siebie, zreperować i odrestaurować. Zaczął mozolne oględziny: mechanizmy były sprawne, a drewniana skrzynia wciąż mocna. Jedynym defektem była dziura w drewnianej podstawie. Chcąc przyjrzeć się dokładniej, pomalutku schylił się i ze zdumieniem odkrył, że w zegarze ktoś mieszka. Od tej chwili mężczyzna już nigdy nie myślał o zabraniu zegara z opuszczonego domku.
ciąg dalszy wkrótce :)
Tylko obserwowani przez użytkownika miriathephantom
mogą komentować na tym fotoblogu.