Nie dla ludzi o słabych nerwach...
Ostrzegałam...
Historia, od której robi się słabo...
Chciałabym się podzielić z Wami pewną historią. Wydarzyła
się ona miesiąc temu. Niedaleko mojej wsi ktoś
otworzył szkółkę jeździecką. Dowiedziałam się o tym,
ponieważ porozwieszał ogłoszenia wszędzie gdzie tylko
się dało. Ucieszyłam się, bo do tej pory mogłam jeździć
tylko na koniu koleżanki, ale ona mieszkała daleko, więc
nie jeździłam często, jestem dopiero w gimnazjum i mam
tylko rower. Cena za jazdę, która została podana, była
bardzo kusząca i moi rodzice się zgodzili płacić mi za jedną
jazdę w tygodniu, a za dobre stopnie nawet dwa razy
w tygodniu.
Pojechałam więc do tej stajni, żeby się dowiedzieć co i
jak i trochę popatrzeć na konie. Mniej więcej wiedziałam,
gdzie to jest, bo znam swoją okolicę. Bardzo się
zdziwiłam, gdy zobaczyłam, że baner jazda konna wisi
na zawalającym się budynku. Ale pomyślałam, że przecież
nie będę oceniać stajni po jednym budynku, liczy się
to, jak traktowane są konie i jak będą mnie uczyć.
Nie widziałam żadnych koni, ani nawet padoków ani
wybiegów ani ujeżdżalni. Na podwórku nikogo nie było,
poza psem przywiązanym na łańcuchu do budy. Chciałam
już wyjść, kiedy otworzyły się drzwi z tego rozwalającego
się budynku. Wyszedł pan i mnie zagadał czy przyszłam
na jazdę. Niepewnie powiedziałam, że tak i zapytałam
się, czy mogę się zapisać na jazdę. Usłyszałam, że
nie muszę się zapisywać, mogę w każdej chwili przyjść i
pojeździć.
Bardzo się zdziwiłam i wszystko to wydawało mi się zupełnie
nie takie jak być powinno. Chyba wyglądałam na
nieźle zmieszaną, bo pan zaczął dalej mówić. Zasady
miały być takie: przychodzę, pukam do drzwi, daję panu
trzydzieści złotych, a potem mogę sobie przez godzinę
pojeździć na koniu. Pytam się, gdzie będę jeździć, słyszę:
no, tam na polu, albo jak chcę, to gdzieś po okolicy.
Pytam się, czy będę jeździć z instruktorem, słyszę, że
nie, bo PO CO KOMU INSTRUKTOR. Nawet nie zapytałam
się, czy ten pan nie chce sprawdzić moich umiejętności,
bo uznałam, że go to nawet nie interesuje.
Zapytałam się za to gdzie są konie. Pan mnie zaprowadził
do ciemnego pomieszczenia, gdzie światło padało tylko
od na pół uchylonych drzwi. W środku stały trzy przywiązane
do ściany konie. Niewiele widziałam, ale tylko
zauważyłam, że w pomieszczeniu nie ma nic: tylko te
konie, sznur do ściany i tak dużo kup, że nawet do środka
nie weszłam. O zapachu nie wspomnę.
Kiedy wychodziłam Pan przestał się mną interesować, bo
właśnie na podwórko wjechał chłopak na takiej pociągowej
Baśce. Jechał na oklep, bez kasku, a koń miał
jeden bok całkowicie posklejany. Wydawało mi się, że
chłopak zupełnie nie potrafi jeździć.
Uciekłam stamtąd jak pies z podkulonym ogonem. Opowiedziałam
o tym mamie, przyznała mi rację, że nie
powinnam i nie mogę tam jeździć. Zapytałam się jej, czy
nie powinniśmy, tego gdzieś zgłosić, ale powiem szczerze,
że nie przejęła się tym zbytnio. Potem zapytałam się
także mojej wychowawczyni i ona powiedziała, że może
powinnam pójść na policję, że to byłoby dla mnie też
ważne doświadczenie, ale że powinnam pójść z rodzicami.
Wiedziałam, że mama się nie zgodzi, poza tym, ten
człowiek niby mieszkał daleko, ale takie rzeczy się rozchodzą
po ludziach.
Miałam już zostawić tę sprawę, ale jak wracałam ze
szkoły z koleżanką (nie tą od konia, inną), to mijałam
dwójkę policjantów. Zrobiłam się czerwona z emocji i nawet
chciałam zrezygnować, ale pomyślałam, że to chodzi
o dobro koni i tych ludzi, którzy będą chcieli jeździć w
tamtej stajni. Powiem szczerze, że jestem z siebie bardzo
dumna, bo normalnie jestem bardzo nieśmiała. Więc
podeszłam do tych panów i powiedziałam, że jest nowa
szkółka, ale konie są w bardzo złych warunkach, nie mają
picia i jedzenia, a pan nie jest instruktorem. Panowie
mnie wysłuchali i powiedzieli, że to sprawdzą. Nie wiem
czy tak zrobili, bo nawet nie poprosili o moje dane. Ale
nawet jeśli to olali, to jak jeszcze raz ktoś im o tym powie,
to chyba się wreszcie zainteresują i sprawdzą tego
gościa.
Możecie opublikować tę historię, bo uważam, że każdy,
nawet jak się nie zna na koniach, to potrafi ocenić czy
szkółka jest dobra, zła czy masakryczna, jak ta. I każdy
może coś zrobić, nawet jak się boi czy wstydzi.
Imię i nazwisko, z prośby autorki, nie zostają ujawnione
Kolejny raz żałuję że jestem człowiekiem...