Znów moje zdjęcie. Powiesz narcyzm.
Nadal nie mam aparatu, nadal nie mam zdjęć. Ostatnio i tak ulokowany jestem w bryle przestrzennej zwanej domem, gdzie spędzam większość czasu... chociażby ze względu na warunki pogodowe. Chociażby. Jedynym atutem, jaki mogę z tego wyciągnąć (z wklejania zdjęć własnej twarzy) jest to, iż posiadam istny dowód na fakt upływu czasu i nieustannej zmiany. Spoglądam wstecz i śmieje się. Tak śmieje się i wstydzę.
Były dni ciszy. Były dzień witaj w domu. A teraz ? Jak mam teraz nazwać te dni? Te, w których zachwiana jest równowaga, dni niby poważe, niby wesołe... jednocześnie straszne i zabawne.
Mówisz do mnie słońce...
Oh no, no, no don't phunk with my heart.
Kings of Leon - sex on fire
heh