czasem wszystko staje się trudniejsze. wtedy nawet trudno jest oddychać, wtedy nawet Ty mi nie pomożesz. wtedy po prostu jestem, a czas mija gdzieś obok mnie. cały czas skrywasz się gdzieś za mną, co jakiś czas szepcząc mi do ucha. nie dając zasnąć i funkcjonować. może czas po prostu się do tego przyzwyczaić. albo... posłuchać? w pewnym stopniu, tylko malutkim jest to forma autodestrukcji. ale to właśnie wychodzi(ło) mi najlepiej. hey, let's try.
moja tęsknota ma różne etapy. od tęsknoty-rozpaczy, poprzez miłą tęsknotę i oczekiwanie aż do tęsknoty nie dającej funkcjonować i odliczania dni. nie wiem, na jakim jestem etapie. może są jeszcze jakieś pośrednie.
muszę zacząć pisać gdzieś, gdzie tylko ja będę miała dostęp, nie lubię się tutaj ograniczać a muszę. cóż.