Nie mam juz ochoty na pierdolenie sie z tym calym systemem.. mam dosc.. odpadam.
Niby wszystko ok.. jak kazdy umiem zalozyc maske.
Nienawidze ludzi, nienawidze wszystkiego, co jest ze mna zwiazane...
Udaje, ze sie usmiecham.. gdzies tam w glebi czuje cholerny bol..
Wszystko, co rejestruja oczy sprawia bol..
Slabo mi.. mam dosc..
Wszystko co slysza uszy powoduje krwotok w moim ja..
Kazdy oddech smakuje krwia..
Zrenice niczym u martwego.. nie pracuja . Bo i po co..
Ocean wkurwu, krwi i smutku.. wszystko sie przekreca wewnatrz mojego systemu
Jeden wielki blad.. oto ja.
Wciaz oddalam sie od siebie..
Nie ma mnie.. nie ma niczego. Wszystko doprowadza mnie do jednej mysli.
To dobrze? Jestem nacpany.. znowu zmieszalem..
Wiem juz wszystko.. wiem, ze nigdy nie postawie kroku naprzod. Wiem ze wszystko znajdzie swoj koniec.. wszystko upada.
Noce to koszmar. Powrocily wszystkie problemy..
Nie moglo byc wiecznie dobrze.
Odjebalo mi.
"Towarzyszu.. wybacz.. bez odbioru"
Obsesja... powracaja wszystkie potrzeby. Te najsilniejsze. Te najstraszniejsze.
Noc jest tylko ciemna, a jednak to ona mnie zabija.
Ktos, kto jest bliski zadaje kolejne ciosy. Nagle uswiadamiam sobie, ze wszystko leglo w gruzach.
Obiecuje to, co niemozliwe..
Mowie " wszystko sie ulozy" majac na mysli detonator, ktory zloze.
Koszmar powrocil. Krok w otchlan nicosci.
Boga chyba nie ma. Zycie boli.
Gdzie ja kurwa jestem?!?!?!
Ostatnie zyczenie?
- dobrej nocy!