Z wielkim żalem pragnę oznajmić Wam wszystkim, że mi i Marcie udało się w końcu zrobić do jedzenia coś, co da się zjeść i nie jest tuńczykiem sprzed roku.
Myślę, iż mogę się tym napawać przez cały najbliższy tydzień o ilę o tym nie zapomnę.
Niestety sukces nie był na tyle duży, aby zjeść to nożem i widelcem, ale do tego też dojdziemy(mamy na to jeszcze jakieś 70 lat).
Wypiłyśmy po kawie i po 2 szklankach wody. Tzn. Marta myśli, że wypiła te 2 szklanki, ale nie musi wiedzieć o tym, że tego nie zrobiła.
Aah i mam taką samą wstążeczkę.
Teraz gram na gitarze, a Marta za mnie pisze, ale w dalszym ciągu pewnie o tym nie wie. I czuje się głupio pisząc takie rzeczy.
Tzn. Marta, nie ja.
I stwierdzam, że tradycje są fajne.
Adios pomidory.