Dzisiaj był bardzo depresyjny dzień.
Kto by pomyślał, że z nich wszystkich akurat Pika...
Jeszcze w grudniu osobiście życzyła nam powodzenia na obronach, a teraz nagle, znikąd... Takie wieści. Szok.
Przecież ona była niezniszczalna!
Ale cóż, mimo nowoczesnej medycyny, nadal są takie choroby, które pokonują nawet najsilniejszych...
Mimo wszystkich rzeczy, które tutaj o niej wielokrotnie pisałam, bo nieźle mi dopiekła jako promotorka na licencjacie, ja ją naprawdę lubiłam i szanowałam. Była dla mnie w wielu kwestiach autorytetem. Wspaniały wykładowca. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak ważna była dla mnie i mojej edukacji... A jeszcze więcej emocji dorzuca fakt, że była też przy moich egzaminach w muzycznej i przyjaźniła się z moją nauczycielką od fortepianu.
Myślałam, że tylko będę w szoku i rozkojarzona, ale właściwie to przeżyłam taką swoją małą żałobę. W życiu bym nie pomyślała, że tak mnie to ruszy. A Pika to by się dopiero zdziwiła. Chociaż w poniedziałek już poczułam się o wiele lepiej i nawet dzisiejszy pogrzeb nie był już taki bolesny.
Muszę też przyznać, że pogrzeby muzyków są wyjątkowo ładne. Gra na skrzypcach, trąbce, śpiewy chóru z solistką...
To strasznie dziwne, że dopiero na pogrzebie dowiadujesz się rzeczy, które Cię zawsze trochę ciekawiły.
Niech spoczywa w pokoju [*]