Za słodko, zdecydowanie.
o, nie, tylko nie pączki!
Zjadłam ...rkhym..noo..3 .... i teraz czuję się jak słoń.
Ale spoko luz - schudłam, bo mieszczę się w spódnicę na szelkach.
Zreferowć Wam premierę? To Wam zreferuję:
Wsiadłam sobie na lajcie do autobusu - niepomalowana, z jakąś szopą na łebie i tobołem większym ode mnie. Na przystanku na Krakowskiej dosiadła się Jańcowa i tak sobie pojechałyśmy do szkoły. Agata z Aśką zaczęły wydzwaniać, bo coś tam się stało (Agata nie miała dzbanka). Potem łaziłyśmy z Jańcem po szkole, bo nie wiedziałyśmy, gdzie wszyscy są, a wszyscy byli w auli i w kiblu też było kilka osób. m.in Dżasmyn, Agata i Aśka. No to zaczęłyśmy się robić ;D. Wtedy również zgubiłam sweter, o czym przekonałam się dopiero po spektaklu, ale o tym później. Wszystkie zaczęły się przebierać, przyszła Aga w takim futrze i z beretem na głowie(do niego chyba były przyczepione skarpety 0.o) I powiedziła, że pan procefor (napisane tak nieprzypadkowo) na wszystkich już czeka i że mamy się streszczać. Na to ja, że nie wyjdę w prześcieradle na przerwę i czekałyśmy do dzwonka.
W auli: wchodzę, patrzę a tu Michaś popiernicza w takich krótkich spodenkach. Zonk razy 483727364459583. Ale i tak potem poszłyśmy znowu z Agatą do szatni, bo ona miała antyperspirant ;DD. Musiałyśmy wrócić na próbę, której nie chce mi się opisywać, może powiem, że Rysiek nie pozwalał mi się skupić, kłóciłam się z nim, że nie chcę ubierać tej obciachowej karty, Michał powiedział, żebym się nie indywidualizowała i zaczął mi to wpychać na łeb, ale koniec- końcem, rozdarł ją i musiał wyciąć większy otwór scyzorykiem pana procefora. Przebiegliśmy wtedy przez scenę Klary i Papkina.
- No popatrz, odgarnij sobie te włoski za uszy (odgarnia)
- Dobrze tato...auaa, tato, to bolyy...
Potem wyszłam po coś tam z sali i się okazało, że tam stoi dużo osób i była też Dorota. Speszyłam się i wróciłam do auli.
Pograliśmy jeszcze trochę, porobiliśmy próbę sprzętu i nagle okazało się, że zaraz trzeba zaczynać. Masakra. Najdziwniejsze jest jednak to, że cały stres mi jakby znikł.
Staliśmy sobie z Kaśką, Michłem i Ryśkiem za kulisami, i ni z gruchy, ni z pietruchy słyszymy sobie Dawida, jak przemawia do zgromadzonych. Przełykam ślinę. O matko, zaraz wchodzę.
Po pierwszym wejściu w ogóle przestałam się stresować, pilnowałam się tylko, żeby się nie śmiać, a nie było łatwo.
Nasze cudne improwizacje razem z Ryśkiem wyszły chyba dobrze, bo nikt się nie sczaił, że improwizujemy.
A potem powiedziałam tylko na końcu: "ale syf" i rozwaliłam publikę.
Jak wszyscy poszli, to zabraliśmy się za babeczki mejd baj Wafel i było miło do końca dnia ^^.