Ludzie tacy, jak my...
często porywają się na niemożliwe.
Mam tyle do napisania, ale nie wiem, od czego zacząć...
Dobra, najlepiej od początku
słucham: MGMT - Time to pretend (dla nieobeznanych - to ta muzyczka z reklamy Duplo)
Poniedziałek:
Tato opowiedział mi o osobistościach, które za jego czasów licealnych kręciły się po mieście. Nie przypuszczałam, że kiedyś Rzeszów był bogaty w takich ludzi. I tak na przykład:
"Serce Maryni" - nazywana tak ze względu na jej rumieńce, które malowała sobie burakiem na policzkach. Zawsze była obstrojona jak choinka różnego rodzaju biżuterią, a na głowie miała staromodne loki. No i zbierała różne rzeczy z ulicy. Raz chciała zabrać mojemu tacie plecak, bo położył go na chodniku jak gadał z jakimś kolegą pod teatrem. On jej na to: "Ej, zaraz, to moje!". "Aahahahaaaa, to twoje?" . Tak, śmiała się do wszystkich ludzi, których spotykała na ulicy.
"Dziadek Nitka" - Miał nierówno pod sufitem, ale był poczciwym przewoźnikiem 'promem' przez Wisłok jak jeszcze nie było superwypasionego Mostu Zamkowego. Tam podobno na Podpromiu stoi teraz jakiś jego pomnik, ale nie zwróciłam uwagi.
"Dziadek Górnik" - nazywany tak ze względu na swój ubiór - wiecznie chodził w mundurze górnika, w ręce dzierżył bukiet goździków i tak z nim chodził po mieście. W ostateczności składał je pod pomnikiem Sikorskiego. No, tak mu się upieprzyło we łbie i koniec.
Najfajniejszy jednak był Adam Set. Chodził po mieście i chwalił się swoim oceanarium w mieszkaniu. Raz dorwał mojego tatę i zaczął mu opowiadać: ' Słuchaj...ja mam w domu takie..małe wielorybki! I one tak sobie pływają *.*...' . Oczywiście, tato uznał, że się z niego nabija, ale Adam po prostu tak myślał...
Wtorek:
jedno wielkie NIC. No dobra, przesadzam - dostaliśmy nasze supersłitaśne zdjęcia klasowe, które teraz ma Marika, bo jej oddałam.
Środa:
Cudowne chwile na AKA*. Wolałabym nie opowiadać, do czego namówiły mnie te Judasze: Michaś, Rysio i Kasia(albo Lusesita, wedle uznania), ale już powiem: wleźliśmy do byle jakiego autobusu (to chyba było 15) i postanowiliśmy zrobić Numer. Tzn, oni postanowili, ale co się będę odzywała. Defakto, nic nam z tego nie wyszło, ale przynajmniej było wesoło. Wcześniej wpadłam na pomysł zabicia Dawida nożykiem, ale też nie wyszło. Później fajnie się jechało trzydziestką z Michałem.
Czwartek:
Przyjechali dziadkowie, zagarnęli mnie do roboty, dużo się uczyłam i dostałam ludową chustę.
Piątek:
Byłam w szkole, gdzie napisałam superpodchwytliwy test z matmy, odpowiedziałam z historii na +4...a i jeszcze byłam w bibliotece z Gonzem, który kazał mi wypożyczyć jakiś kryminał, który wcześniej czytał. Potem poszłyśmy do tej biblioteki w Emdeku, a potem do Biedżronkyy...Obejrzałam BrzydUlę, trochę poczytałam...no i finito.
"Kocham Cię
i wszyskie twoje wariacje
zawsze przyznam Ci rację,
choć bywa, że jej nie masz...
Nie...nieważne...
Ile razy skłamiesz
Nigdy mnie nie złamiesz
- nie dam się!
*Amatorskie Kółko Aktorskie