... tak, to jest jak znikąd. Wiesz, robisz coś nieświadomie i nagle słyszysz głośny wybuch, tłuką się szyby z drzwi, które zamykałeś na dane dziedziny, osoby, uczucia. Nagle masz swoje pięć minut i jesteś wolnym człowiekiem. Najśmieszniejsze jest to, że gdy chcesz te pięć minut dobrze wykorzystać- wykorzystujesz je źle i wstawiasz nową szybę. Tak było zawsze. Tylko pewnego dnia nieświadomie stało się inaczej. To wszystko jest dziwne i skomplikowane. Nic do siebie nie pasuje. Przede wszystkim On do tego nie pasuje. Jest bliższy ideału, niż kiedykolwiek myślałam. Podobno ludzie nie są zastąpieni. Też tak myślałam. I wiesz co jeszcze myslałam? Myślałam, że to wszystko jest na nic, że wina leży po mojej stronie, że czas leczy rany, że wszystko da się naprawić... że wszystko ma jakis sens i że wszystko da się naprawić, albo, że trzeba- a wcale tak nie jest. Czas jest dla nas łaskawy, jeśli jesteśmy bezwzględni wobec siebie. Jeżeli płaczesz za każdą rysą na swoim sercu, za każdym ukruszonym kawałkiem. Jesteś dojrzały i zdajesz sobie wtedy sprawę z tego, że ten kawałek juz nie wróci- jest czyjś. A gdy pożyczasz komuś serce na próbę, zanim je oddasz, i nagle sie zawiedziesz zabierasz je z taką ciężkością, jakby ważyło tonę, a zabranie go było syzyfową pracą. I jest, przez jakis czas. Później leżysz owinięta w koc, czytasz w kółko jedno zdanie w książce, nadal nic z niego nie rozumiejąc i patrzysz jak durna w ekran telewizora, a w głowie odtwarza ci się najpiękniejsza i najboleśniejsza chwila w dotychczasowym życiu. Twoje serce jest owinięte drutem kolczastym. Gdy już masz dość jesteś jak jednorazówka lecąca w powietrzu wraz z kierunkiem wiatru, aż nagle niespodziewanie przychodzi Słońce. I to jest twoje prawdziwe pięć minut w życiu. Od tego sie zaczyna twoje pięć minut w życiu, twoje wieczne szczęście.