Coraz trudniej jest mi z samą sobą. Może to jakieś przesilenie czy coś. Tak źle to nie pamiętam, żeby było kiedykolwiek. Na codzień unoszę głowę. Bo muszę. Nie mam czasu ani siły. Ani dobrej woli. A wieczorami coraz częściej zdarza mi się przegrywać. To dziwne, bo o tej porze zazwyczaj wszystko kwitło. Ciąży mi wszystko. Od siebie po ciąże. Którą tym razem wymyśliła mazi. A raczej jej koniec. A potem problemy, pierwsze szczęście, nudę, śmierć i odszukanie wartości istotnych. I z tym wszystkim mam coś zrobić. Problem w tym, że ja nie wiem co.
"Kiedyś była gwiazdą w pończochach z nylonu, czarującym ptaszkiem, ozdobą salonów"
(Hey, "Miss ouri")