Wiosna jednak nadeszła. Jednak - bo przyjmuję to wciąż z niedowierzaniem, zaskoczeniem, ale bardzo się jednocześnie ciesząc. Nadeszła, pierdolnęła w Lublin, w moją głowę, całe szczęście. Wiosna jest najlepsza na świecie. Az nie mogę usiedzieć w akademiku. Łażę po murkach, plenerach, większość czasu spędzam gdzieś za Heliosem - z butelką nieodłącznej Perełki Mocnej w lewej dłoni, w prawej zaś dzierżąc papierocha (też nieodłącznego).
Sesję zakończyłam. O dziwo, tym razem jeszcze w marcu! Zakończyłam dumnie, a w nagrodę pojechałam do brzydkiego Rzeszowa na wspaniały koncert. Grabaż <3. Tyle powiem :) a, jesczze mogę powiedzieć, że miasteczko akademickie w Rzeszowie może buty czyścić i stopy lizać naszemu uemceesowskiegomu. ;p
I mamy KOOOOOTA! Prawdziwego! Nazywa się Czechosłowacja, jest cudowna i ogromna, a w dodatku cierpi na depresję i wspaniale zgrywa się z naszym barłożącym wiecznie pokojem.
Co z licencjatem? Czarne dupsko. Za dwa tygodnie Roztocze, potem Czechy, Juwenalia... Jakoś będzie.
Pozdrawiam wiosennie i optymistycznie!