Było lato, lato nieodwołalnie się skończyło, a ja tragicznie zaniedbałam mego wspaniałego fotobloga, wsytd!
Pragnę więc wszem i wobec ogłosić, że wakacje 2011 może i nie należały do zbytnio dla mnie udanych, na pewno nie w porównaniu do ubiegłych, ale były przyjemne, chwilami nawet słoneczne, wypełnione antybiotykami, lenistwem, słodką pewnością, że nic nie muszę, nie mam poprawek, przeniesionych egzaminów ani żadnych innych uczelnianych zobowiązań, a już teraz będą kojarzyć mi się z serialami oglądanymi w łóżku z butelką Desperadosa 0.6, tostami jedzonymi o makabrycznie dziwnych godzinach nocnych (porannych?), standardowymi komarami-bestiami, grillowanymi bananami, licznymi pidżama party na Witosa, lipcowymi ulewami, sierpniowymi dolegliwościami, wrześniowymi wyprawami do Lublina, z których jedna dziwniejsza i bardziej absurdalna od drugiej.
Było miło, ale... Lublin czeka i będzie:) czeka dziewiczy Helios, może nie aż tak bardzo jak możnaby się tego spodziewać, ale czeka i będzie. Będą trzy kierunki na najwspanialszym komunistycznym uniwersytecie (najstarszym po tej stronie Wisły!), będzie miasteczko - miejmy nadzieję, że bez prohibicji! Będzie cały Lublin, wkrótce już bardzo jesienny, taki jak lubię, klimatycznie pełen kolorowych liści, długich wieczorów w akademiku. Będą szalone noce i ciężkie poranki, ale w tym roku przystopuję, obiecuję. A to już w piątek.
Moi państwo, szykuje się kolejny wspaniały rok ;) Tym razem z ogólnie rzecz pojętym ogarnięciem. Za stara już jestem na dzikie i dziwne ekscesy.
Hura! Na dobrą sprawę, popopojutrze o tej porze będę już zaklimatyzowana. Tylko nową współlokatorkę trzeba wykurzyć, żeby zrobić miejsce dla tej starej, najfajniejszej (tzw. błąd pani Danuty, widać nie tylko ja potrzebuję ogarnięcia).
Pozdrawiam jak zwykle serdecznie i spod ciepłej kołdry udzielam błogosławieństwa na nadchodzącą jesień. Pamiętajcie, będzie jeszcze zimniej. Noście ciepłe gacie. To zdrowe.
Szybko ten czas leci, co tu dużo mówić :P