Siedziałyśmy w ciszy pod drzewem, którego nigdy nie było. Na gałęziach siedziały i śpiewały nam wesoło martwe ptaki. Wszystko było tak jak zazwyczaj. Spojrzałaś na mnie i uchyliłaś malinowe wargi, jakbyś chciała mi coś powiedzieć, jednak nie wydałaś z siebie głosu. Czyżbyśmy zatraciły umiejętność porozumiewania się? Ten świat lubi przecież odbierać nam to co cenne. Jeśli tak - to nic się nie stało. Do tej pory nie potrzebowałyśmy wielu słów, czemu więc miałybyśmy nie poradzić sobie bez nich? Ponownie wbiłaś brąz swych oczu w swoje przyciągnięte do piersi kolana. Lubiłam Cie obserwować, jednak teraz nie sprawia mi to już przyjemności. Wstałam bezgłośnie i wyciągnęłam do Ciebie dłoń. Chwyciłaś ją niepewnie, zupełnie jak wtedy, gdy spotkałyśmy się pierwszy raz i podniosłaś się z moją pomocą. Spojrzałam przelotnie na czarne drzewo, którego krwiste liście opadły w ciągu tych kilku chwil ciszy. Ścisnęłam mocniej Twoją smukłą, chłodną dłoń i uśmiechnęłam się blado, jednak nie raczyłaś nawet spojrzeć. Ruszyłyśmy powoli przed siebie. Ziemia była zimna, a mimo to parzyła nasze bose stopy niczym rozżarzony węgiel. Przyzwyczaiłyśmy sie do bólu już dawno, więc do tej pory nie zwracałyśmy na to zbytnio uwagi, jednak teraz Ty zaczęłaś kuleć. Stąpałaś z nogi na nogę chcąc uciec od dotyku podłoża. Wyglądało to niczym jakiś nieudolny taniec. W innej sytuacji pewnie by mnie to rozbawiło, jednak kąciki moich ust, niczym obciążone grawitacją, skierowane były do dołu. Chciałam wziąć Cie na ręce, jednak odmówiłaś, uparcie idąc przed siebie. Nie mogłam Ci ulżyć. Szłam tylko przy Tobie, co jakiś czas zwalniając byś mogła nadążyć.
Noce były dla nas szczególnie trudną porą. Dwa jasne księżyce wpychały swój blask do naszego domu nie pozwalając zasnąć. Często słyszę jak wychodzisz ze swojej sypialni i chodzisz po mieszkaniu bez celu. Początkowo myślałam, że może lunatykujesz, ale sposób w jaki poruszasz się od kuchni do wielkiego okna na korytarzu jest zbyt pewny i stabilny. Zdarzyło Ci się kilka razy wejśc do mojego pokoju i ułożyć się w moim łózku przy mnie, a nad ranem szybko uciekałaś do siebie, nie chcąc bym zauważyła, że przespałaś całą noc wtulona we mnie. Każdego dnia gdy wracałam do domu, czekałaś na mnie przy drzwiach. Wcześniej dokuczałam Ci, że zachowujesz się trochę jak pies i śmiałam się gdy robiłaś tą swoją oburzoną minkę polegająca na wysunięciu dolnej wargi i nadmuchaniu policzków.
Teraz staram się mniej Ci dokuczać, a Ty już nie czekasz przy wejściu.