Jak tam, okna umyte?
O Wy psy niewierne, Jezus będzie niezadowolony.
No dobra, mi też zostało "jedno" do umycia.
Dobra, dobra. Czekacie na Wasze ulubione tematy.
Będą: amdemia, ćwiczenie i książki.
Zabraknie polityki.
Zaczniemy od ćwiczenia.
Zwięźle.
Nie ma o czym pisać.
W związku z "pewną" chorobą - kondycja, wydolność i siła umarły.
Do siły dojdziemy prędzej czy później.
Ale o wydolność to się boję.
Powiedzieć, że jest masakra, to jakby nic nie powiedzieć.
Książki?
Chuj, stoję w miejscu.
Tyle.
Amdemia.
Tak jak wspomniałem w poprzednim wpisie, wciąż próbuję podnieść moją foliową czapeczkę.
Opowiem o znajomych.
Pierwszy - po trzecim kłucie złapał pozytywa.
Drugi - bez kłucia, po prostu go pozamiatało na jakiś czas i chyba jest okay.
Trzeci - bez kłucia. Obecnie w szpitalu. Tak go dopierdolił David Korona.
Znajoma - dwa kłucia. Rozjebało ją w drobny pył, ale wraca do siebie.
Do tej chwili bez hospitalizacji.
Czwarty. A może to już piąty - bez kłucia. Gorączkę zbijał i zapierdalał do roboty.
Mówi, że czosnkiem wywalczył sobie łagodny przebieg.
Może podziurawił nim bebechy, no ale chuj. Coś za coś.
Twierdzi, że nie da się ukurwić w domu, bo Duch Święty psa nie będzie mu wyprowadzał.
Odważnie i głupio.
Mówi, że życie tak jakby straciło smak. I węch.
Teraz nawet się nie zorientuje, gdy wdepnie w psią kupę, czy zapoci się jak knur.
Jego ulubiony napój (kawa) to tylko gorzka ciecz.
Posiłki, to kawałki materii - słodkie, gorzkie, kwaśne, albo słone.
Cały czas mówił o sobie "alkoholik".
Okazuje się, że nie.
Bez smaku, nawet nie spogląda w stronę piwa.
Jak bardzo człowiek sam siebie nie zna.
Ja życzę Wam zdrowia, owocnego kłucia i łagodnych przebiegów.
Btw. Zakup używanych, zimowych opon.
Jedenasto (i więcej) - letnich.
W skali cebuli 0-10. Na ile oceniacie??
(Nie, to nie ja zakupiłem)