Jest takie przedziwne uczucie - jakaś osobliwa tęsknota serca,
kiedy chciałoby się być przy kimś, pomóc, a ma się świadomość, że to nie jest miejsce dla nas...
Że tej ktos potrzebuje kogoś innego.
I choćby się zdobyło gwiazdkę z nieba, to wszystko na nic...
Tak jakoś nic się ostatnio nie układa.
Mam wrażenie, że potrafie jedynie ranić ludzi.
Szukam w sobie tej Oli jeszcze sprzed dwóch lat i nie mogę jej oznaleźć.
Zagubiła się pod stertą przeżyć, uczuć...
Myślę o tych, którym nie było dane spokojnie wrócić do domu
I zastanawiam się, jaki Pan Bóg ma plan, zabierając do siebie matki i ojców, którzy powinni być tu z dziećmi,
a pozwalając żyć mi, od której nic nie zależy...
Chcę jednak wierzyć, że ma to jakiś sens, nawet jeśli teraz tego nie dostrzegam.
W życiu nie przypuszczałam, ze największą radość będzie mi sprawiało granie z dziećmi:)
50 par wpatrzonych w gitarę oczu, które cieszą się każdym zaśpiewanym dźwiękiem:)
Tyle mają w sobie energii i radości.. Cudowne są, naprawdę:)
Milion pytań na sekunde, rączki ciągle w górze i jak tu ich nie kochać:)
Mam nadzieję, że to wszystko ma jakiś sens... Mam nadzieje...