że las
że niby zielony
a żaden w ciemności
i że księżyc
że niby oświetla
zarys braku światła
W paradoksalnych pniach
Czai się zło
(ależ to banalnie brzmi...)
I w wyimaginowanych mrokach
Też coś jest
(prawdopodobnie)
Więc
Trzeba się bać
I gardło zaciskać
Bo tylko infantylny nieudacznik
Wchodząc w zaciemniony mrok
Ufa temu tam świecącemu
Że dobrze pokaże drożynę
A drożyna poskręcana trochu jest
I zdradliwa też
Powypychana tam i ówdzie
kamulcami, patykami i zdrajcami
Tak, tak
Trzeba iść bocznymi uliczkami miasta
By odzyskać siebie