Udało się... Matma na 3,5 zaliczona!
Cieszę się niezmiernie... właściwie to cieszyłem... miałem całe pół godziny radości... Później zaczęła się fizyka, uśmiech zszedł z buzi, humor zniknął tak szybko jak się pojawił...
Przeżyłem matmę to powinienem przeżyć resztę, prawda? Okaże się w lutym...
Kolejny dzień pełen rozmyśleń na temat Rosochatki... Nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, aż do momentu, w którym zjawiłem się w tej części kraju. Napięty nastrój sesyjno - zaliczeniowy wywołuje nieodparta chęć pojechania tam choć na chwilę....
...i na koniec piosenka na zawsze kojarząca się z Roso i współtowarzyską wojaży ;)