nie wszystko da się powiedzieć
gołoborza i halizny skamlały o śnieg
w skroniach łoskot wiecznie głodnego morza
chochoły w sadach wiatr targał za łono
jęknęła siódma z lewej deska w płocie
[edward stachura.]
to prawda.
nie wszystko da się powiedzieć.
diagnoza: wszelkie procesy w moim organizmie się rozregulowały. znam go niemal 17lat, to wręcz nieprawdopodobne: czyżby nadprodukcja hormonów szczęścia?! czuję już pewne wyrzuty sumienia, zasiadając tu po raz kolejny przepełniona tą nieuzasadnioną radością. na chwilę świat ma kontury, znowu. przysięgam, wyszłam na chwileczkę, na momencik zostawiłam moje kredki bez opieki, a one wymknęły się z pudełka i bez pozwolenia pokolorowały mi świat. teraz udaję rozgniewaną, a one uśmiechają się do mnie, widząc, jak ogromną radość mi sprawiły. nie ukrywam, że do mojego pozytywnego stanu psychicznego przyczynił się również pan od po, który postawił mi czwórkę na semestr, dostając ode mnie pracę, której nie przeczytał nawet pobieżnie oraz endorfiny wyzwolone podczas ruchu na wfie zwanego potocznie koszykówką. ja już jestem do granic przepełniona swoimi endorfinami, dlatego też mogę trochę Wam pożyczyć. wszelcy zainteresowani- kontakt poprzez komentarze. ;) o zwrot poproszę, gdy będzie mi smutno, ponuro, źle, a moje kolorowe kredki uciekną, gdzie pieprz rośnie i nie stać będzie mnie na nowe pastele ani najtańsze chociażby bambino. dzisiejszy ranek natomiast nie był już taki bajeczny, jak wczorajszy, ale skłamałabym, mówiąc, że się nie spodziewałam. nie odnalazłam niestety magii w pędzeniu czym prędzej na przystanek i trzęsieniu się z zimna. ktoś musiał ją skrzętnie ukryć, zamknąć w niewielkim, pięknie zdobionym pudełku, obwiązać jedwabną wstążką. ta magia cierpliwie na mnie zaczeka, podczas, gdy ja, ostatkiem tchu, podążę śladem codziennych obowiązków. przykryję się starą, rutynową peleryną połataną momentami uniesień, powędruję przez zaspy swoich refleksji. a wszystko po to, by poczuć się tą spełnioną. i stanąć oko w oko ze swoim szczęściem. zostać z nim sam na sam i przykuć je do siebie kajdankami, a kluczyk wyrzucić w przeraźliwą otchłań czasu.
diabeł w karty grał o szczęście me
nie dbał, czy wywróży źle..
w poczekalni życia tyle dni czekałam, by
łaskawie los obdarzył mnie.
... wygrał.