Nienawidze calego swiata. Nienaeidze samej siebie. Nie moge ze soba juz tu wytrzymac. Czuje jak umieram wewnetrznie. Brakuje mi sil na cokolwiek. Nie mam sily juz walczyc a nawet brakuje mi do tego checi. Jestem tu bo musze.
Od dluzszego czasu czuje jakby cos chodzilo za mna i podkladalo mi nogi zebym upadla a do tego przytrzymuje mnie zebym nie miala jak wstac. Sledzi mnie moj zly sobowtor. Zna moje slabe strony i w nie uderza. Czeka tylko na jakis zly ruch i go wykorzystuje. Walcze ale rzeczywistosc mnie dobija. Sprzecza sie z moimi marzeniami, pogladami i celami. Nie sadzilam ze to kiedys powiem ale chce dac sobie juz spokoj z tym wszystkim. Swiat mnie dobija . Braknie mi w nim juz pozytywow. Oczywiscie staram sie je dostrzegac we wszystkim co robie ale jest ich coraz mniej.