Mam na tą notkę 30 minut.Chcę skończyć przed 00. Dam radę? Ok, spieszę dupsko.
Zacznę od początku. Godzina 13:00, dokładnie. Poznałam go, jebana naszaklasa.
Nie wejdę tam. (Taa, jasne. A gdzie na niego popatrzę?) Pisałam z nim, długo.
Czemu ze mną pisał? Bo zdjęcia nie oddają mojego zewnętrznego i wewnętrznego BLE, tego FUJ.
Nie owijając (jak to ja) od razu w prost wyjebałam, czy da mi swój numer. Okej, mam. Tylko...
CO MI PO NIM?! Żeby sobie popatrzeć na nazwę "!! Aruś :* " ? Do godziny 21. gotowało się we mnie.
Bałam się tego spotkania. Mimo wszystko, jak tylko dojechałam na miejsce, pochodziłam troszkę,
spotkałam trzech wrednych debili (Stawonóg, Poczta i Pedał, albo Gej.), pobesztaliśmy się i poszłam od nich.
Zadzwoniłam do Niego. Yh. Pogadaliśmy chwilę i przyszedł. Pierwsze i ostatnie wrażenie? Zabrakło mi powietrza.
W całej mnie. Dosłownie i w przenośni. Boję się myśleć o tym, jak wyglądałam. Pewnie to przez tą wilgoć.
Jestem nią przesiąknięta od stóp do głów. Z zewnątrz i od wewnątrz. Myśli, wspomnienia, mózg, wszystko śmierdzi wilgocią. Chociaż było tak mokro, chociaż ujebałam się błotem po same kolana, nie żałuję.
Dla kilku minut przy nim poświęciłam cały koncert. Koncert, na który czekałam prawie miesiąc. Na miesiąc Flinty, którą przecież wielbię.Nigdy nie znałam siebie od tej strony. Nikt mnie nie znał. K. miała mnie przez kilka lat za twardą dziewczynę wypraną z uczuć (cytuję K.). Fajnie czasem usłyszeć coś takiego... Stałam na dole, a on na górze. Chciał, żebym wyszła na górę. A ja jak debil się upierałam, że nie. Żałuję tego, jak cholera.
Poszłam. Poszłam w pizduu. Razem z K. i co? Jak wróciłam JUŻ GO TAM NIE BYŁO. Przez chwilę chciało mi się mega ryczeć. Oczy miałam pełne łez. Dobrze, że K. nie widziała. Ale i tak jej o tym powiem. Jak tylko się spotkamy. Wracając do tematu...- poszłam umyć ręce do wc, które wyglądało jak po tsunami. Z kibla się wylewało. Rzygać mi się chce do tej pory. Ale woda była dobra. Wychodząc z tego zasranego i zalanego męskim moczem wc z daleka go już widziałam. Boże. Wymiękłam. Szłam jak najwolniej. A on w dobre gadał sobie z K.
Cudownie. Kolejna rzecz potwierdzająca moje FRAJERSTWO. (Mam jeszcze 15 minut).
Mimo wszystko podeszłam tam. Zdążyłam mu tylko pomachać, fajnie , c'nie? Lepszego znaku DAŁNA wydać z siebie nie mogłam. Nie wiem czego ja od siebie i innych wymagam. Pewnie zbyt wiele... PRZEPRASZAM.
Po powrocie do domu od razu się rozbeczałam. Nie wiem, czy myślałam, że mi to pomoże, czy ki -uj.
Miałam taką nadzieję. Super. Do 3. beczałam, o 3:30 zasnęłam. Jak tylko się obudziłam, pierwszą myślą było,
czy do mnie napisał. Po co się było łudzić na cokolwiek, skoro z góry wiedziałam, że nic z tego nie będzie?
Jestem pojebana. K. próbowała mnie pocieszać, że widziała jak na mnie patrzył. Wiem jak patrzył. Jak na tłustą, zrytą panienkę, która może mu jedynie polatać koło dupy, bo i tak jej nie chce. Dzisiaj cały dzień spędziłam na kitraniu przed K. tego, że umówiłam się z Damianem. Wydało się. Tzn, powiedziałam jej prawdę. Wkurzyła się. Po co go ściągam do mnie? Bo wkręcam również Arka. Pojutrze mu "BARDZIEJ" pasuje.
Oby się udało. Chociaż na chwilkę.... ; ((
I tak już wiem, co mówił O MNIE "i tak mi się nie podoba","zniechęciłem ją xdd" i oczywiście "Narazie nie chcę mieć dziewczyny". A czy ja o czymś takim mówiłam?! NIE.;(( Jeszcze...
Próbuję kombinować, pewnie nic nie wyjdzie. A ja, jak głupia jeszcze opierdoliłam Damiana, za to, co robi. A on "chciał nas tylko zesfatać", cuuuuud miód i nutella ze sraką. Jestem wyprana ze wszystkiego. K. miała rację, znowu. Czemu ja mam takiego cholernego pecha? Musiałam się rozpisać, bo nie mam gdzie. A teraz śmiejcie się do woli. Wystarczył jeden dzień dla Olusi, a ona już ma wielkie problemu.
Zmieściłam się w czasie. Powitajmy 200 notkę.