by Robert
Moje dziecko zfotografowane w jedynym momencie, kiedy nie ma uszu położonych po potylicy.
J e ś l i Nevada stoi spokojnie w miejscu to właśnie tak. Zawzięcie obgryzając czubek mojego lewego buta.
Ze stuprocentową dokładnością zawsze lewego.
Zawsze się zastanawiałam co też ten kobył ma na myśli.
Z końmi powoli, ale póki co do przodu - wreszcie.
Młoda choć nadal wiecznie wkurwiona na cały świat, codziennie pracuje.
Wsiadanie nadal wymaga rytualnej pracy z ziemi, niekiedy godzinnej,
ale póki co za każdym razem zakończonej sukcesem.
Zastanawiam się tylko czy ten koń kiedyś wreszcie przestanie kłaść uszy
i wystawiać zęby na widok każdej żywej, bądź martwej istoty.
Teraz stała kilka dni, więc znów będę dosiadać tykającej bomby.
Przez te kilka dni miałam odpocząć. Pozałatwiałam milion spraw, ale nie odpoczęłam.
Myśląc pozytywnie, to nic się nie zmieniło.
Ta sama uczelnia, te same podręczniki i Ci sami korepetytorzy czekają na mnie od października.
Można powiedzieć, że to pewnien rodzaj stabilizacji. Nic mnie już przecież nie zaskoczy.
Tak więc mogę spać spokojnie, kolejny rok bezmyślnej wegetacji przede mną.
A póki co jutro do Studnicy, więc żegnam się z porządnym zasięgiem na kolejne dwa miechy.
Życzę Ci ciepła ognia na kominku
Życzę Ci smaku gwiazd nocnego nieba
Życzę Ci, dotyku wiatru przed burzą
Mimo, że to przez Ciebie po raz kolejny tonę.