Zaprzepaściłem ostatnią część mojego rozdziewiczenia (wpis na Blogspocie). Wydaje mi się, że nie dojdzie do kontynuacji w najbliższym czasie z powodu dużej ilości grunge'u i braku chęci do opisywania rzeczy, które są/były dla mnie przyjemnością.
W każdym razie. Wracam na stare śmieci. Zróbcie mi miejsce w tej piaskownicy.
Tak słowem wstępu.
W życiu każdego człowieka przychodzi ten moment kiedy dostaje pieniądze od rodziców i nie wypada kupować sobie magicznej szpady, która i tak po kilku dniach zabawy wyląduje za szafą lub zabawki z wosku która starała się przypominać koszykarza z NBA gdyby nie fakt, że Michael miał na nazwisko Jordan a nie Jorden.
W myślach dochodzi do sytuacji, kiedy stojąc przy czystej tablicy chwytamy w rękę kredę i od lewej strony zaczynamy pisać stek bzdur, dziwnych sformułowań, niekiedy rzeczy, przez które wstydzimy się odsłonić cały wyraz. Kiedy już zapisaliśmy pierwsze wyrazy, w kieszeni spokojnym ruchem palców szukamy klepaków, zaczynamy odczuwać ten dreszcz emocji, kiedy wymierzając kredą w kierunku tablicy zapisujemy zdanie, które za dzieciaka było dla nas niedostępne, a mieliśmy z nim styczność przez bycie świadkiem wypowiadanych słów lub podczas filmów. To zdanie brzmi:
-Piwo raz!
...
-Będzie 3,50