Bardzo daleka droga dzieli nas od finału Monopoly w Warszawie. Zwłaszcza, że nasz czarny koń Iga się wycofała (ale ja to rozumiem) i nieoceniony zawodnik Pati również. Pozostałam ja, która zawsze bankrutuję jako pierwsza i Maciejewa, która na w sobie potencjał (chociaż jedna z nas...). Trzymamy za siebie kciuki nawzajem i jest wesoło. FOtka powidzowska. Nie pamiętam z kim, ale zakładałam się, że jak przejdę po tym moście w obie strony to dostanę stówę. Po wejściu na początek już się poddałam. Co jak co, ale aż takiej brawury to nie lubię. Co do brawury to zaserwowana nam prezentacja była, że tak to delikatnie ujmę rzeźnikiem. Przypominała trochę kolejną część Piły. Tylko, że to były realne sytuacje. Najgłupsze z tego wszystkiego jest to, że przez kierowców idiotów giną niewinni ludzie. Ale już zupełnie zeszłam z tematu... Przemieszczając się dalej trafiłam do fotografa, który przyciemnił mi zdjęcie na konkurs i skopał tym samym cały efekt fotki. Dlatego wywołuję inne. Jak widać na załączonym obrazku wena mi dopisała (miewam takie napady), bo już dawno nie powstała tak obszerna notka. Dobrze, że już po tym spr z gegry. Przynajmniej spokój jest. Zastanawiam się, kiedy napiszę list na niemca, bo niebardzo mam czas. Ooo i wyniki konkursu ortograficznego będą w tym tygodniu. No zapowiada się ciekawie, zwłaszcza, że w czwartek jest spr z anglika. Dziśiaj tak naprawdę zdałam sobie sprawę, że został mi miesiąc szkoły. Poszło szybko jak przecinak. Pozostaje tylko roboty szukać na wakacje, pracę maturalną pisać i maturę zdawać. Kończę już te wywody, bo i tak pewnie nie chce się nikomu ich czytać, dlatego pozdrawiam tych, którzy dotrwali do końca. Tych, którzy, jak znam życie, czytają pierwsze 4 zdania i przerzucają się na 4 ostatnie też pozdrawiam. Niech wam będzie.
Czarna