zrobiłam imprezkę. pierwszy raz na taką ilośc gości. Dobra, było ich 5, same dziewczyny, ale jednak. Chyba się sprawdziłam.
Wszystko odbyło się pod sloganem 'superextraordinary imprezka halloweenowo-piżamowo-imieninowa', tematem przewodnim było oczywiście halloween, ale... w piżamach.
Tym sposobem dziewczyny zostały zmuszone do przytachania najuroczniejszych piżam, szczoteczek i pluszaków na teofilów (a raczej romanów), by jeśc, opowiadac sobie straszne historie i po prostu dobrze się bawic.
Oczywiście zaczęłyśmy jedzeniem. Przerażająco dobre spaghetti (w dwóch wersjach, bo Katy jest wegetarianką), potem długo wyczekiwany i wybłagany przez dziewczyny mus grobowy, a to wszystko popite ponczem <3
A potem... zaczęłyśmy się przebierac. Moje wszystkie sukienki zostały dokładnie zmierzone przez wszystkie z nas po kolei, by zostac porzucone dla spódniczek, bluzek (a raczej ich braku) i kurteczek. getry latały w powietrzu, po podłodze walaly się wszystkie moje obcasy (w tym ukochane Aldo <3), a po pokoju biegałyśmy my, co chwile przeglądając się i robiąc pozy do aparatu.
A potem zaczęłyśmy tańczyc, ja znalazłam swoje pończochy, wyciągnęłyśmy drabinę i tak to się skonczyło. Wraz z Perkozikiem odtrańczyłyśmy wszystkie ważniejsze układy z 'Chicago', oczywiście śpiewając i biegając od drzwi do okna. W obcasach.
A potem ... potem się zaczęło. Poszłyśmy na dół, zgasiłyśmy światła, zapaliłyśmy świeczki i dyńki i zaczęłyśmy gadac o strasznych rzeczach. Nie zabrakło opowieści o Czarnej Pani ze Szczutkowa, której ciała pewnie nie odnaleźli, o duchu Walta Disney'a, zamykaniu w komórce, zabójcach z klatki schodowej, niezwykłej intuicji, śmierci i bólu.
A gdy po kilku godzinach położyłyśmy się do łózka, zgasiłyśmy światło, włączyłyśmy laptopa i zaczęłyśmy oglądac 'paranormal activity'.
a potem wszystkie umarłyśmy ze strachu.
laptop w kulminacyjnej scenie (w 10 minucie) z trzaskiem się wyłączył. serca o mało nam nie wyskoczyły i nie zaczęły uciekac z piskiem.
mimo, że podłączyłam laptopa do prądu, wtyczka leżała obok kontaktu.
na pewno go podłączyłam, przecież się ładował.
a potem supergłośnym trzaskiem otwieranej kasy przyszedł sms od nati. o ironio.
marta powiedziała, że zaraz umrze ze strachu.
więc wyłączyłysmy światło, przytuliłyśmy się do siebie i zasnęłyśmy.
a teraz siedzę sama i rozmyślam sobie. wczoraj w szkole stało się coś, co wytrąciło mnie z równowagi i kosztowało trochę łez. a zresztą... nie tylko mnie.