Hmm, robimy postępy?
Zdjęć chyba nie mam. Mam stare, ale nie chce mi się nic szukać. A nowych mi się nie chce robić.
Mam ostatnio tak strasznie wszystkiego dość. Szkoły, ludzi, totalnie wszystkiego.
Czuję się taka jadowita, trująca... zresztą rysunek idealnie obrazuje mój nastrój. Nie chcę się do nikogo zbliżać, bo... hmm, tutaj chyba powinnam napisać "dlatego, że wszystkich ranię, a przecież nie chcę tego robić". Dość tej szopki. Mam gdzieś to, że ciągle ranię ludzi. Nie obchodzi mnie to. Ani trochę. Zero. Null. Chodzi o mnie i tylko o mnie. Będę egoistyczna, bo przecież jestem dla siebie najważniejsza, prawda? Jak będę miała do wyboru szczęście swoje albo czyjeś, to bez względu na wszystko wybiorę swoje. To nie mój problem, że sączę truciznę we wszystkich, z którymi przebywam.
Wiecie, że ostatnio w szkole nie jestem w stanie wytrzymać dłużej, niż dwa dni pod rząd? W tym tygodniu byłam w szkole raz. W poprzednim... dwa, może trzy? Whatever. Co z tego, że ludzie są bardzo fajni, skoro są tylko ludźmi? Za bardzo się pogrążyłam w mojej iluzji, zwykli ludzie nie są tak niesamowicie interesujący jak to, co sama sobie tworzę. Niby mam niesamowitych przyjaciół (chociaż i tak temperatura tych relacji spadła w ostatnim czasie bardziej, niż ta na dworze), najprzystojniejszego na świecie chłopaka, wartościowe pasje... ale i tak jestem pusta. Brakuje mi V. Bez V. jestem martwa. Nie żyję, mimo tego wszystkiego, co powinno dodawać mi skrzydeł.
Będę udawać, że zmyłam wszystkie iluzje. Będę żyć fałszywymi szczęśliwymi zakończeniami. Bo tego właśnie chcę.
Jestem tylko przebraniem, jedną wielką grą pozorów. I taka pozostanę.