foto: niestety, jestem już zbyt wesoła.
wyindywidualizowaliśmy się z rozentuzjazmowanego tłumu.
zamulam ze Strachami w głośnikach i ogarniam pracę na olimpiadę z polskiego.
Żmichowska.. a może Nałkowska? Już nie pamiętam. ale któraś z nich była lesbijką.
a Orzeszkowa, której nienawidziłam od pierwszego przeczytanego słowa, okazała się być bardzo podobna do mnie w toku literackiego myślenia. no cóż.
powtórzę za Szatanem :* : mam niejakie problemy w komunikacji na linii ja - wewnętrzny debil.
a poza tym, byłam dziś podejrzanie szczęśliwa. mimo, że nie wzięłam ibupromu, nie skorzystałam z dóbr doczesnych łatwopalnych i nie dokonałam szczególnego przełomu w ogarnianiu mego istnienia, które jak było jądrem Chaosu, tak pozostaje.
ja chyba po prostu lubię taki ogólny burdel. przynajmniej nie jest nudno (?)
podobno celnie określiłam Sebę, dostałam nawet za to gratulacje, ale oczywiście już nie pamiętam, o co mi chodziło. pamięć Suzi jako alegoria czarnej dziury.
nie, dość, muszę iść spać, bo umrę.
a jutro warsztaty. buahaha. zginę w ciągu pierwszych paru godzin.
coffee, please!