Pamiętam rozmowę z M. sprzed kilku miesięcy, kiedy starał się na mnie wpłynąć, zmotywować mnie to dokończenia tego, na czym tak bardzo mi zależało, a co porzuciłam dawno temu.
Pamiętam jak obrazował mi wszystko to, co stanie się, kiedy tylko znajdę w sobie chęć i siłę by podjąć wyzwanie, jak mówił, że największe przeszkody to te w mojej głowie.
Pamiętam jak pojawiła się iskierka nadziei, że to możliwe, że dam radę i jak równie szybko zniknęła, gdy wróciły problemy ze zdrowiem. Wiele łez, strachu, nieprzespanych nocy, mnóstwo badań, leków, wizyt na pogotowiu, szpital...
Od tamtej rozmowy minęło trochę czasu, a dziś mogę się oficjalnie pochwalić, że w y g r a ł a m. Nie tylko z fizycznymi przeciwnościami, które co chwilę pojawiały się na mojej drodze, ale przede wszystkim z własnymi słabościami. Słowa M. się sprawdziły, miał rację. Jestem szczęśliwa i wiem, że było warto! Prawdą jest, że co nas nie zabije to nas wzmocni, a ciężka praca prędzej czy później przynosi efekty i ogromną satysfakcję.
pogodziłam się z tym, że są rzeczy, na które nie mam wpływu i po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że Miłość jest moją największą siłą i motywacją.
Wiele się zmieniło, zwłaszcza we mnie samej.
Wróciłam do żywych,
Z r o b i ł a m w i e l k i k r o k n a p r z ó d.