Czy tylko sobie to wymyślam, czy wina leży w moim przewrażliwieniu. Bo wiesz, mam cholernie dobry dzień. Rozmawiam z kimś tam, dajmy na to z moim chłopakiem, albo z kotem, mówię o czymś, albo chłopak mówi o czymś, albo to kot albo ktoś inny, i nagle wiesz, pęknięcie jakiejś cudownej bańki mydlanej w mózgu, takiej kolorowej. Bo jak pęknie to znów się robią szare komórki, kora szara i kora biała, i jakaś czarna, nie wiem, nagle jakieś dzikie wspomnienie przewinie się przez pamięć i nagle ból, zazdrość, kompleksy i nieśmiałość czyli moi czterej jeźdzcy apokalipsy atakują moją głowę, każdą półkulę, każdy płat, i wwierca się beznamiętnie w te pieprzone zwoje, co by dać jeszcze mi popalić, no i co im szkodzi zjeść, przeżuć i wypluć neurony z niciami, i bezboleśnie szczypać ale na tyle by w oczach pojawiły się łzy dla osoby bezstronnej bez powodu. Najdziwniejsze jest to, że kiedy jestem sama, błagam wręcz o pojawieniu się osoby żeby z nią porozmawiać, a kiedy ta osoba przy mnie jest, włącza się blokada. Beznamiętna mina i wręcz jakiś banner na czole z napisem "wszystko jest okej", a w środku wychodzę z siebie i zapewne zapomnę do siebie wrócić na czas, a w tym czasie pokłócę się z chłopakiem, kotem, przyjaciółmi, a kiedy już kolejny impuls i zacznę płakać nad rozlanym mlekiem ze zbyt dużą ilością soli mimo tego że wiem, że nie mogę wystawiać ich nerwów na takie próby. Mówię że w zasadzie jestem samotnikiem wśród ludzi, chcę wiedzieć że pomimo tego że rzadko spotykam się z kimkolwiek, ktoś jest kto mnie lubi, albo cośtam. Wiesz, czasem wkurwiające uczucie, wokół tłok a mój mały piskliwy ludzik siedzi sam i sie nie odzywa bo jest smutny. Ostatnio jednak próbuję dramatycznie przywrócić go do życia, bo w sumie to nie wiem czy umarł z taką miną, czy śpi, czy poprostu ma zamknięte oczy i kąciki ust skierowane ku dołowi o tak, bo w środku też ma takiego samego ludzika, i właśnie się zastanawia czy nie umarł z taką miną, czy śpi, czy poprostu ma zamknięte oczy skierowane ku dołowi bo jakiś ludzik... A może właśnie ja też jestem takim ludzikiem, i ktoś próbuje mnie obudzić, albo przywrócić do życia? Bo może faktycznie przysnęłam, i to tylko chwilowe, wiecie, hormony, okres dojrzewania, pomimo że u mnie powinien się skończyć, albo popadłam w stan agonalny, poprzez niezdecydowanie czego do końca chcę, bo mimo że chcę, to potem dzieje się coś, co powoduje że wątpię, pytam siebie czy aby napewno tego chcę, albo wiem że tego chcę, tylko wątpię w ludzką hmm... naturę? Człowiek nie jest idealny, każdy czasem zawodzi, czasem płaczemy tez przez ludzi, mówimy że to skurwysyny a mimo to lgniemy, nie? bezsens. w bezsensie zawsze byłam mocna, logika jest zbyt nudna. Nigdy nie umiałam myśleć jakoś torowo, schematycznie czy jakoś tak. Stąd pewnie w dzienniku te pały z matematyki któe kiedyś pewnie poprawie, kiedy będę miała humor czy ochotę.
Czuję się całkiem sama. W pokoju gra telewizor, stukam beznamiętnie w klawiaturę, bo w sumie to mam wyjebane, ale zaraz zacznę się śmiać, żeby zapłakać, jaka to jestem pojebana, pije jakiegoś drinka z biedronki i wino z kotem, w pokoju gra sobie wesoło co? telewizor.
W sumie to... to głupota taka...