W wigilijny wieczór siedziała samotnie przed komputerem,
szukając jak zwykle czegoś, czego sama
nie mogła określić słowami.
Odbierała kolejne smsy z życzeniami nie będącymi
wytworem kreatywności jej znajomych,
uśmiechała się pod nosem, po czym rzucała telefonem
na łóżko i wracała do czytania niepotrzebnych jej do życia bzdur.
Samotność.
Tyle ludzi wokół żeby czuć się samotnie i smutno.
Stwierdza że nie pasuje do żadnego towarzystwa jakie by nie było.
Chyba już wie czego chce.
Rozmowy.
Zwykłej rozmowy przy kubku gorącej herbaty w przemarźniętych
dłoniach, rozmowie całkiem o niczym i być może o czymś,
o czymś prostym, głupim, śmiesznym, tak jakby świat z problemami nie istniał.
Nie jakiegoś "wyjdziemy gdzieś?","sory nie mogę, wychodzę z kimś innym",
"kot mi zdechł, muszę go pochować", "zajęty jestem rzucaniem ryżu w dal" i czar pryska,
odzywa się dziwny ucisk na sercu i brak jakichkolwiek chęci by próbować jakikolwiek dalszy kontakt,
a więc siedzi przed komputerem pijąc najzwyklejszą
wodę mineralną.
Posiedzi na kilku czatach, porozmawia z ludźmi i podludźmi,
obejrzy jakiś gówniany film, coś poczyta i pójdzie spać, chcąc coś powiedzieć
ale nie zabardzo wiedząc co.