Kiedy przyszłam do gimnazjum zakochałam się w gitarze. Zakochałam się w niej do takiego stopnia, że potrafiłam siedzieć i godzinami słuchać jak ktoś gra. Miałam wielkie pragnienie, aby zacząć uczyć się grać.
Rodzice jednak nie chcieli kupić mi gitary... mówili, że to chwilowe zauroczenie, przejdzie mi i tylko kasa na marne wydana będzie... nie wierzyli mi, że ja naprawdę chcę grać....
Miałam na strychu jakąś starą gitarę po którymś wujku.... nie miała strun... jedno pokrętło było uszkodzone... trochę poobijana i pęknięta w jednym miejscu.... no cóż.... od czegoś trzeba było zacząć....
Zbliżał się dzień dziecka. Tata zapytał mnie co bym chciała dostać. Powiedziałam, że pieniądze. Dostałam.
Kupiłam za nie nowe struny. Założył mi je wujek, nastroił.... i w ogóle dał mi pokrowiec.... byłam taka szczęśliwa....
Potem zaopatrzyłam się w różne książki z akordami, z jakimiś podstawami gry, w śpiewniki itp.
Zaczęłam grać. Na początku było tragicznie.... palce bolały, a ja tu oczekiwałam natychmiastowych efektów....
Brzdąkałan tak, że nikt w domu nie chciał mnie słyszeć.... Jednak nie poddawałam się cały czas ćwiczyłam....
Po jakimś czasie mama zaczęła spostrzegać, że naprawdę mi zależy na grze na gitarze.... że coraz lepiej mi idzie.... A ja czułam, że muszę iść do jakiejś szkoły muzycznej, bo sama nie dam rady tak świetnie tego wszystkiego opanować... Nie znałam nut ani nic więc było mi trudno z jakimkolwiek bardziej skomplikowanym biciem.... czy naprawdę fajnym utworem... wiecie o co chodzi.... ale z tą gitarą nie miałam szans.... pierwsza struna przez zepsutą śrubę nie dawała się nastroić... prosiłam rodziców o nową gitarę i o możliwość pójścia do szkoły muzycznej. Z drugiej strony ćwiczyłam wtedy karate... dobrze wiedziałam, że jeżeli pójdę już do szkoły muzycznej to na pewno będę musiała z treningów zrezygnować.... a to była moja pierwsza pasja.... jednak dla muzyki byłam i jestem w stanie zrobić wszystko.
Na swoje piętnaste urodziny 18 stycznia dostałam piękną, czarną gitarę akustyczną, a w lutym zaczęłam naukę w centrum edukacji muzycznej. W ogóle trafiłam na świetnego nauczyciela! Doskonale potrafi przekazać swoje umiejętności uczniowi, ma zawsze ciekawe pomysły na aranżację utworów, czepia się najdrobniejszych szczegółów. Chce aby moja gra była perfekcyjna. Nie chcąc chwalić tu siebie lecz nauczyciela powiem, że naprawdę bardzo dużo już umiem, wiem, że dzięki niemu wyrobię sobie świetną technikę. Ale pamiętajcie... zawsze ważna jest praca. Solidna, ciężka praca. Czasem może monotonna, bo jak na początku poznawałam pierwsze dźwięki i przez pół dnia grałam składającą się z dwóch dźwięków melodię to stawało się to wszystko nudne.... cierpliwość jednak popłaca, bo w tej chwili znam nie tylko dwa dźwięki, ale wszystkie możliwe, wiele funkcji, urozmaiceń... wiem, że to jest to co kocham... muzyka..... gitara moja najdroższa....