Mistrz Gry: Wchodzicie do knajpy...
Jeremiasz: Ej, ja tam wejść nie chciałem... Podobno to my mówimy, gdzie idziemy!
MG: Hmm, to może inaczej: z obu stron biegną na was rozwścieczone bawoły, a ta knajpa jest jedynym ratunkiem. Co robicie?
J: Wchodzę!
Caleb: Ja też wbijam do środka.
Dr'Ath: Ja ściągam gacie i zaczynam lać na karczmę. [śmiech]
MG: Bawoły są coraz bliżej, elfie.
D: Leję dalej.
C: Wciągam dupka do środka, "Schowaj zaganiacza, bo psy się zlecą".
MG: Hmm... Kulaj K10, D'.
D: [kula] Jeden...
MG: Masz penisa długości jednego centymetra. [śmiech]
D: To może ty teraz kulniesz?
MG: Nie... Ty kulnij za to jeszcze raz.
D: [kula] Dwa! Hurra. Mogę jeszcze raz? [błagalny wzrok]
MG: Nie. Właśnie oberwałeś lecącym krzesłem w ryj. Dostajesz... [kula] 4 punkty obrażeń na łeb.
J: A ja wiem, czemu on nie kula - nie chce się przyznać!
MG: Dobra... [kula] 10. A tak poza tym, po cholerę wam ta wiedza, kurna? Nieważne, przejdźmy do rzeczy. Jesteście, jak już pewnie zauważyliście, w karczmie "Pod Oślą Sałatą"...
D: Ja tam dalej leję. Na wszystkich wokoło.
MG: Olałeś swoich towarzyszy i wielkiego kafara, który właśnie próbował kogoś zabić stołem.
C: Naskakuje na niego i biję go po mordzie, aż zemdleje.
MG: Jako krasnolud potrzebowałbyś drabiny, by mu z wyskoku sięgnąć do klaty... [śmiech]
J: Ja podchodzę do karczmarza.
MG: Ze "złocistym szlakiem" na szacie?
J: Podejrzewam, że inni wyglądają gorzej.
MG: Racja. Aha, Dr'Ath, właśnie oberwałeś stołem, a krasnolud gryzie cię po kostkach.
C: Wcale nie! Wcale nie! Ja mu tylko kradnę buty...
D: Żyję?
MG: Pewnie, tak szybko cię nie puszczę do domu. Po roku intensywnej terapii powinieneś odzyskać sprawność umysłową.
D: Może jakiś test na unik?
MG: Nie, miałeś gacie w dole, unik byłby co najmniej niemożliwy.
D: To padam na ziemię i udaję nieżywego.
MG: Nie musisz udawać, i bez tego wychodzi ci to nieźle.
J: No, co z tym karczmarzem?
MG: No, jest.
J: Rozmawiam z nim.
MG: Kutwa, debilu, konkrety!
J: "Witaj, zacny panie..."
MG: "Zacny to ja nigdy nie byłem i mam w dupie twoje cieple słówka. Piwo czy gorzała?"
J: "Cóż, ja i moi towarzysze szukamy jakiejś pracy, bo my bez kasy..."
MG: "Kolejni poszukiwacze guza? Po okolicy grasuje mantikora. Kontynuować?"
J: "My nie lękamy się niczego!"
C: Wchodzę do rozmowy, "...Oprócz tego, że D' zacznie szczać na wszystkich dookoła. Macie jakiegoś uzdrowiciela?"
MG: "Mamy, ale daleko stąd, gdzieś w okolicach Brokilonu."
J: Patrzę na mapę, "Ale to przecież kilka miesięcy podróży stąd!"
MG: "Pewnie, miał nas dość. Kilka głębszych postawi elfa na nogi. Bierzecie się do roboty?"
C: Wydłubuję resztki skórzanych sandałów D', "Pewnie, kiedy i za ile?"
MG: "Jak najprędzej, jak najmniej. Myślę, że..." [śmiech] Jezu, no pomarzyć nie można? "...Uważam, że 10 florenów na łebka starczy"
C: "Chyba cię źrebi na mózg. To jest - słuchaj uważnie - m a n t i k o r a, podła bestia, zabójczy jad, ogon, skrzydła, czaisz? 30 florenów na łeb i basta."
MG: "Pod warunkiem, że tego elfa uznamy za półgłówka... To tak."
J: "Gdzie znajdziemy tę bestię?"
MG: "Gdzieś tam se fruwa. Poszukajcie gdzieś na północy, w lesie nieopodal Ctinfrid. Powodzenia."
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Nie ma tekstu dziś, bo nie miałem pomysłu. Starczy, że tekst powyżej jest długi...
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Na zdjęciu Hycler. Aha, od razu tłumaczę - zdjęcie to NIE oznacza, że mam jakieś faszystowskie upodobania, ochotę na męczenie Żydów czy nawet jakiekolwiek uczucie do tego pana. Po prostu chciałem udowodnić Ziemowi, że potrafię, wszystko w swoim czasie, mój drogi.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^