Stamtąd jestem. Zewsząd i ze wszystkiego, wszystkimi nazwajem.
Dziwne uczucie, najdziwniejsze.
Alarm. Dziwne uczucie, gorsze od swędzenia w tym miejscu pleców gdzie nie sięgniesz żadnym palcem.
Jesteś jak duży pies, gruby i czarny. Czał czał. Szczekasz w zwolnionym tempie. Bardzo brzydko. Nie chcę iść.
I już. Nie.
A może wolałem wtedy, choć nie powinienem woleć.
Koker spaniel, kurwa-jork.
Dziwne uczucie, najdziwniejsze.
Alarm. Literki skaczą, wszystko się trzęsie.
Nie będzie żadnej klatki, kolczatki ani batów i właśnie to jest najbardziej mrożące dobro w żyłach.
Że być może wolisz być nikim, nie wierzyć, nie marnować, nie rozwijać. Że być może ja też.
A ciebie, roślino z najrzyźniejszych dotąd mi znanych gleb, chciałbym powąchać, nie przeczę.
Na myśl o tym aż mnie w żołądku skręca. Znak, że to pomysł godny strzału w kolano.
Jak mocno trzeba być kretynem, żeby wierzyć sloganom i przesądom, mówiącym o tym, że zaistniała sytuacja byłaby korzystna?
Jesteś słodkokwaśna, nawet z makaronem nie powinienem tego żreć.
Ale ciągnie wilka do lasu; ze wsi jesteś na wieś wrócisz.
Nie popijajcie makreli mlekiem.
Nie myjcie zębów tuż po mocnej kawie.
Zamykam wszystkie okna, okienka, uszczelniam je mchem, na którym w symbiozie żyje smród i glizdy.
Bardzo proszę mnie zgnieść i zjeść.
Z tego wszstkiego odgryzłem rybkom kawałek akwarium i nie jest to żadna wysublimowana metafora.
https://www.youtube.com/watch?v=S4yRjY6a_Gc