Moralnie przytuleni,
z uśmiechami w kącikach ust,
bardziej klasyczni niż antyczni.
Paciorki uczuć
nawlekamy na nić serca.
Strumieniem oddechu
pomijamy geometrie ścian.
Wzlatujemy.
My mgliste świątynie naszych ciał.
Garbate sny żebrzą o odpowiedni moment wybudzenia.
Wypukłości żył już nie wołają o pomoc.
Dziewczyna z innego świata,
łamliwymi paznokciami,
próbuje ugasić żar upartych ust.
Z wodą z otwartego zaworu
wpuszcza miłość.
Hamuje samotny obieg tlenu.
Ramiona o ton ciemniejsze,
wielokropkiem słów,
wyrażają nieprzypadkowy akord.